Skocz do zawartości

Modern futbol


eltondi

Rekomendowane odpowiedzi

ciekawy tekst napisany przez prezesa Milan Club Polonia, o tym co sie dzieje w piłce :p

 

"dzis bedzie dlugi tekst, ktory zainspirowany pewnymi faktami i artykulami w necie napisalem w sumie juz jakis czas temu...

Dzisiaj po zwyciestwie Leicester nad City jest jednak doskonaly moment, by to wkleic i sie podzielic... co ma sie marnowac... bo dzis zwyciężyła prawdziwa piłka nożna.

krotko mowiac, jest to o tym dlaczego nie pije Red Bulla, bo zabija on moją pasję... i nie polecam go pic nikomu, nie tylko ze wzgledu na zdrowie...
Inaczej... szanuj pana swego, bo możesz miec gorszego...

w gazecie o tym nie przeczytasz...

tekst w stylu - za długie, nie czytam - chyba najdluzszy we wszystkich internetach razem wzietych, czyli w sam raz do piweczka czy wineczka, byle nie do Red Bulla...

Dla wszystkich, którzy tak bardzo chcą, by Berlusconi jak najszybciej sprzedał Milan i widzą w tym nowe lata świetności, opowiem pewną bajke…
Pewnego słonecznego dnia do Milanu zgłasza się pan Dietrisch Mateschitz. Pan ten twierdzi, że posiada olbrzymie pieniądze i jest zainteresowany kupnem Milanu. Obiecuje lata sukcesów, szybki powrót do chwały i już na pierwszym spotkaniu z mediami twierdzi, że jest w stanie sprowadzic do Milanu nawet Messiego. Większośc pewnie o tym panu nawet nigdy nie słyszała, ale już popada w zachwyt i wrzuca na fejsa linki z jego wywiadami i podpisuje, że to jest prawdziwy wybawca Milanu, Berlusconi won, Galliani czas na emeryture itd. Po długich i obiecujących naradach Berlusconi postanawia sprzedac panu Dietrischowi na poczatek pakiet mniejszosciowy. Zgodnie z obietnicami pan Dietrisch sypnął olbrzymimi funduszami na letnie okienko transferowe i do Milanu przyszły prawdziwe gwiazdy sprawiające, że już w pierwszym sezonie Milan jest głównym faworytem do Scudetto, a gdyby grał w Lidze Mistrzów, to i tam byłby wśród faworytów. Zgodnie z oczekiwaniami nowego współwłaściciela już w pierwszym sezonie zdobywamy mistrza, a wszyscy mu dziękują za odbudowanie legendy klubu i przywrócenie chwały na arenie międzynarodowej. W kolejnym okienku wzmacniamy się jeszcze bardziej a celem staje się Liga Mistrzów. Pan Dietrisch buduje nam też długo wyczekiwany nowy stadion na 60 000 widzow, i w tak zwanym międzyczasie, przejmuje pakiet większościowy w Milanie. Wszyscy są z tego bardzo zadowoleni bowiem mają już pewnośc, że nie był to inwestor byle jaki, ale rzetelny i taki, który sprawił, że w naszych oczach znów pojawiły się łzy radości i niezapomniane chwile, które spedziliśmy razem z naszymi przyjaciółmi świętując mistrzowski tytuł na Duomo w Mediolanie. Dodatkowo jest on bardzo bliski kibiców i rozumie nasze problemy. W kolejnym sezonie ponownie wygrywamy Scudetto, ale niestety w Lidze Mistrzów odpadamy w półfinale. Nikt się tym jednak nie przejmuje ponieważ już wiadomo, że pan Dietrich w nowym okienku będzie szukał dla nas kolejnych wzmocnień. Milan debiutuje na nowym stadionie, na którym 80% miejsc zostalo wyprzedane jako karnety. Kibice są wniebowzięci i oczekują kolejnych zwycięstw. Milan wygrywa upragnioną Ligę Mistrzów grając oczywiście w szczęśliwych w finałach białych koszulkach i rozpoczyna się olbrzymie świętowanie najpierw na Duomo, a później na nowym stadionie. Fani rossonerich zjeżdżają się do Mediolanu z całego świata, by tylko powitac zwycięzców. Pan Dietrich zapowiada kontynuację zwycięskiego cyklu. W nowym sezonie coraz częściej gramy w białych koszulkach ponieważ pan Dietrich jest bardzo przesądny i zapoznawszy się dokładnie z naszą historią po finale ligi mistrzów, wierzy on, że przynoszą nam one szczęście. Powoli staje się tak, że gramy nawet częściej w białych niż w czerwono-czarnych, ale nikt o tym nie mówi ponieważ każdy jest szczęśliwy, że Milan znowu wygrywa. W grudniu dokonujemy również zmiany loga na dużo bardziej nowoczesne. Wywołało to lekkie poruszenie, ale gazety skupiają się już na kolejnym wielkim transferze w styczniowym okienku i o logu szybko zapomniano, bo przecież w historii klubu było ono zmieniane już kilkanaście razy. Jest to wiec naturalna kolej rzeczy. Berlusconi jest już pewien, że oddał Milan w dobre ręce i jeszcze w kwietniu przekazuje Panu Dietrischowi całą resztę swoich udziałów. Ponownie zdobywamy tytuł mistrza Włoch i Ligę Mistrzów, a całkowity właściciel Milanu Pan Dietrisch twierdzi, że jest to najsilniejszy klub w historii piłki nożnej. Przed rozpoczęciem kolejnego sezonu następuje jednak kolejna rewolucja ponieważ nowy właściciel Milanu zmienia nazwę klubu z AC Milan na RB Milan, zmieniając przy tym ponownie logo. W nowym logo klubu pojawiają się dwa bordowe byki, a pełna nazwa klubu brzmi Red Bull Milan…
Owszem, to tylko bajka…
Dla niektórych pewnie nawet piękna…
Większośc stwierdzi, ze wyssana z palca i nierealna…
Niby nierealna, ale czy na pewno…? Problem w tym, że byli już właśnie tacy, co twierdzili, że to nierealne…
Można powiedziec, ze pewnie się to nam nie zdarzy, ale jak się zdarzy…?

Wyżej był tylko mały wstęp do poniższej historii, która nie jest już wyssaną z palca opowiastką, ale konkretnym faktem.
Mianowicie, w rozgrywkach europejskich pucharów występuje taki zespół, który nazywa się Salzburg jednak dzieje się tak tylko dlatego, że używania takiej nazwy nakazuje UEFA. W Austrii klub ten gra normalnie pod nazwą Red Bull Salzburg i jest jednym z 5 bliźniaczych klubów należących do tego samego właściciela i grających pod tą samą nazwą. Mowa o zwykłym franchisingu takim jak żabka, McDonald’s, czy TelePizza, ale dziejącym się w piłce nożnej.
Założenia są mniej więcej te same jak zrobiono to w Formule 1. Zamiast tworzyc nowy zespół od podstaw, po prostu przejmuje się działający już team, ale mający przy okazji spore problemy i na podstawie tego buduje się nowy proces, który ma doprowadzic do zwyciestwa. Dzięki temu Red Bull staje się głównym podmiotem całego sukcesu i pasji jaką zyją kibice tej druzyny. Typowa strategia marketingowa, która ma na celu zbliżyc kibiców do swojej marki poprzez wejście w kontakt z konsumentami przez ich strefę najbardziej emocjonalną, czyli pasję.
Zaczęło się od jednej drużyny, by później przechodzic z dokładnie tymi samymi metodami, do tworzenia kolejnych „oddziałów”. W idealnym świecie Red Bulla, austriacki kibic idzie na stadion Red Bull Arena, by obejrzec mecz Red Bull Salzburg, który gra w białych koszulkach i ciemno czerwonych spodenkach, nie rożni się kompletnie niczym od kibica w Nowym Jorku, który na Red Bull Arena w New Jersey idzie obejrzec mecz New York Red Bulls, grającego również w tych samych białych koszulkach i ciemno czerwonych spodenkach. Te same barwy, ten sam herb (może lepiej nazwac to jednak logiem), ten sam pseudonim zespołu i ta sama maskotka (oczywiście czerwony byk). Opracowana do perfekcji metoda tworzenia zespołu (firmy) jest za każdym razem przekazywana na nowy rynek. Nie chodzi tu wcale o nową ligę, ale o nowy rynek zbytu dla firmy. Kibicom oferuje się natomiast kompletny pakiet nowoczesnej piłki, która jest tak lubiana przez masowe media: pieniądze płynące bez końca, nowe stadiony z lożami dla vipów i przystosowane dla rodzin z dziecmi, a przy tym darmowe energetyzujące napoje oraz pewna i kolorowa przyszłośc, o która nie trzeba się martwic. To wszystko oczywiście daje przychylnośc władz miasta, polityków, a także społeczeństwa. Oferta jest więc dla wielu bardzo, ale to bardzo atrakcyjna.

Oczywiście jak można sobie wyobrazic, pierwszy zespół tworzony na próbę przez firmę zajmującą się produkcją napojów energetycznych , nie zyskał na starcie aprobaty miejskich fanów, którzy od dawna kibicują tej drużynie. Austria Salzburg miała za sobą całkiem bogatą historię, z która utożsamiało się tysiące fanów: 3-krotny mistrz Austrii oraz 2-krotny zdobywca Superpucharu Austrii. Już w 1978 roku, również z powodów wejścia do drużyny sponsora, drużyna ta musiała zmienic nazwę, najpierw na Casino Salzburg (pamiętne są mecze z Milanem w Lidze Mistrzów w 1994 roku), a później na Wustenrot Salzburg. Mimo tego, wszyscy nadal nazywali drużynę po prostu Austria Salzburg. Aż do 6 kwietnia 2006 roku…, kiedy to Red Bull postanowił wprowadzić do klubu kilka jakże ważnych i odpowiednio wcześniej przygotowanych planów. Głębokie uzależnienie klubu od sponsoringu, aż do ingerencji w nazwę klubu i przejęcie w miarę zwycięskiej drużyny, po to by nie zaczynać od zera. Od tego momento Austria Salzburg stała się ostatecznie klubem Red Bull Salzburg.
Proces rebrandingu objął praktycznie wszystkie aspekty klubu. Od zmiany nazwy, poprzez barwy (przejście z barw fioletowych na biało czerwone), herb klubu, a w dalszym etapie nawet przeszłość. Tak, przeszłość również. Nowi właściciele klubu w pewnym momencie przestali uznawać wcześniejsze zwycięstwa klubu i stwierdzili, że Austria Salzburg to klub bez żadnej historii.

Jeśli się głęboko zastanowimy, to zmiana barw nie jest w piłce może jakąś specjalną nowością. Wystarczy przypomnieć chociażby Parmę, która po przyjściu Tanziego zmieniła barwy z biało czarnych na żółto-niebieskie, ale w przypadku Austrii Salzburg cała reszta wzbudziła w kibicach olbrzymią falę niezadowolenia i złości. Doszło nawet do tego, że ci najbardziej zirytowani, stworzyli na nowo klub, któremu od dawna kibicowali, czyli Austrię Salzburg. Przedstawiciele Red Bulla tłumaczyli się jednak w sposób jasny i zrozumiały: „Straciliśmy tysiące kibiców w bardzo krótkim okresie. Dzięki zwycięstwom, zyskaliśmy jednak dziesiątki tysięcy fanów w nieco dłuższym czasie.”
Odbudowany przez fanów w 2006 roku klub, organizacją ani poziomem, nie przypomina nawet drużyny rezerw Red Bulla Salzburg. Nowa Austria Salzburg ostatni sezon grała w regionalnej trzeciej lidze i nawet ją wygrała awansując do drugiej, jednak organizacja i zaplecze nie pozwalają myślec spokojnie o utrzymaniu się w tej klasie rozgrywek. Obecnie zajmują w drugiej lidze przedostatnie miejsce i prawdopodobnie znowu spadną do trzeciej. Wiele osób nazwało ten awans mimo wszystko wielkim zwycięstwem nad nowoczesną piłką nożną. Czy kiedykolwiek jednak wrócą jeszcze na szczyt, na którym byli przed laty, przed przyjściem „zbawiciela” i człowieka, który obiecywał zwycięstwa i piękne czasy dla wszystkich fanów Austrii Salzburg? Tego nie wiadomo. Z pewnością jednak wielu z tych fanów, którzy na początku w przejęciu klubu widzieli otwierające się wrota do wielkiej piłki i spełnienie marzeń, nie doczekają nawet czasów powrotu do pierwszej ligi. Miały być złote góry, a przez długie lata były najniższe ligi i tułaczka po austriackich wioskach. Ci bardziej nowocześni, bardziej zamożni, nowobogaccy i tacy co lubią pokazywać się przed znajomymi w światłach sukcesu, wielbią dziś Red Bulla i ich nowy klub, który w ciągu 11 lat dał im aż 6 tytułów mistrza kraju. Ci żyjący tradycjami, nostalgią i mający duszę prawdziwego kibica, który w swoim życiu pokonał za drużyną setki tysięcy kilometrów, stadion Red Bulla omijają z daleka, przeklinają firmę produkującą napoje energetyczne, a w sercu noszą jeden i jedyny klub, jaki od zawsze miało miasto Salzburg – Austrię Salzburg.
Wracając do rezerw Red Bulla Salzburg to jest to doskonały przykład jak koncern Red Bull był świetnie przygotowany decydując się na wejście w piłkę nożną, i to jak słaby jest system, który nie potrafi się takim „przedsięwzięciom” przeciwstawić. Koncern Red Bull zamiast stworzyć bowiem drużynę rezerw od podstaw, postanowił sobie kupić kolejny zespół – USK Anif, zmieniając przy tym oczywiście barwy klubu, a także jego nazwę na FC Liefering. Dzisiaj FC Liefering, czyli de facto rezerwy Red Bulla Salzburg grają w drugiej lidze, a swoje mecze rozgrywają na tym samym stadionie co Red Bull Salzburg, czyli Red Bull Arena. Dzięki oddzielnej licencji i zupełnie innej nazwie, klub będzie mógł grać nawet w tej samej lidze co Red Bull Salzburg, mimo tego, że jest to stu procentowa drużyna rezerw Red Bulla Salzburg, która jest znakomitym przystankiem dla największych talentów, jakie Red Bull łowi nie tylko w Austrii, ale także w Niemczech, Ameryce i Afryce, gdzie ma już potworzone swoje oddzielne filie, oddziały czy, że tak powiem, jak kto chce niech sobie tak to nazwie. FC Liefering ostatni sezon zakończyło na drugim miejscu i było o włos od awansu właśnie do pierwszej ligi. Obecnie jest czwarte, ale traci tylko 6 punktów do prowadzącej Wacker Innsbruck.

Od lipca 2012 roku, dyrektorem generalnym Red Bulla do spraw piłki nożnej, jest dobrze znany większości, która doczytała do tego momentu, pan Gerard Houllier - czyli były selekcjoner reprezentacji Francji i trener Liverpoolu. Jego zadaniem jest nadzór, koordynacja i rozwój wszystkich piłkarskich sekcji, filii, oddziałów czy jak to sobie tam nazwaliście. Zatrudnienie znanej postaci, która ma spore doświadczenie i kontakty w międzynarodowej piłce, jest bez wątpienia celowym i strategicznym zagraniem Red Bulla, które ma przynieść wiele korzyści. Dzięki temu mają szanowanego człowieka, który może ich reprezentować w mediach, a dodatkowo znakomitego doradcę i eksperta dla talentów brazylijskich i afrykańskich, gdzie Red Bull stworzył sobie „akademie piłkarskie”, Red Bull Brazil i Red Bull Ghana, by pozyskiwać największe talenty tamtejszego futbolu. Oczywiście oba te „kluby” również grają w swoich ligach, odpowiednio Campeonato Paulista i Division One, które stanowi w Ghanie drugą ligę. Jaki mają herb i barwy to chyba już nie trzeba nawet specjalnie pisać?
Lokalni obserwatorzy zatrudnieni przez Red Bulla ściągają do tych akademii najbardziej obiecujące talenty, by tam ich sprawdzić, wychować i jeśli się sprawdzają to w dalszym etapie przenieść do Europy niczym dobrze wypielęgnowany produkt. Dzięki temu Red Bull Salzburg otrzymuje później gotowych do gry piłkarzy, a kwota za transfer oczywiście wynosi okrągłe ZERO. Długoterminowa strategia Red Bulla polega więc na stworzeniu całkowicie niezależnego klubu, który będzie samowystarczalny i nie będzie miał nawet potrzeby operowania na rynku transferowym i wydawania pieniędzy na obcych zawodników, ponieważ będzie mógł sobie wychować graczy w kilku innych miejscach na wielu różnych kontynentach. Są już nawet pierwsze, całkiem istotne i ciekawe transfery na linii Red Bull – Red Bull. Jednym z ciekawszych przypadków jest Brazylijczyk Felipe Pires, który z Red Bull Brazil przeszedł najpierw do RB Lipsk, później do FC Liefering, a od stycznia gra już w pierwszym zespole Red Bull Salzburg.
Po drodze mieliśmy właśnie jeszcze RB Lipsk, który jest kolejnym, oddzielnym i też bardzo ciekawym przypadkiem i możliwe, że w niedalekiej przyszłości właśnie tam będzie przeniesione główne centrum piłkarskie Red Bulla. Red Bull Salzburg mimo zdobycia 6 tytułów mistrzowskich w ciągu 11 lat, nie zdołał jeszcze nigdy awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Ten fakt, z jednej strony nie pozwala na utrzymanie w klubie najlepszych zawodników, dla których liga austriacka nie wystarcza, a z drugiej, negatywnie wpływa na rozwój i widoczność marki jaką jest Red Bull. Rynek austriacki staje się więc dla Red Bulla zbyt mały, a dzięki temu, że wrota do prawdziwej piłki mają dwa kroki od siebie, to postanowili wejść do piłki niemieckiej.
Po wnikliwej analizie i dokładnym opracowaniu strategii rozwoju marki Red Bulla postawiono, że idealnym miejscem będzie właśnie Lipsk. Duże miasto, perła architektoniczna wschodnich Niemiec, która posiada stadion na 44 000 widzów, zbudowany specjalnie na Mistrzostwa Świata w 2006 roku. W Lipsku włodarze Red Bulla upatrzyli sobie idealne miasto, które niegdyś miało spore znaczenie i stanowiło praktycznie granicę między RFN a NRD, a po zjednoczeniu nie potrafi powstać na nogi i zmaga się z całkiem spora biedą i z dużym, jak na Niemcy, bezrobociem. Przy takiej sytuacji, nowo przychodząca osoba z dużymi pieniędzmi i przede wszystkim obietnicami, jest więc zawsze mile widziana.
W 2009 roku Red Bull próbuje powtórzyć w Niemczech doskonale przetarty szlak austriacki. Próbuje więc kupić historyczny klub FC Sachsen Lipsk, jednak tym razem protesty kibiców były na tyle wielkie, że udało im się zablokować transakcję. W wyniku tego, Red Bull zdecydował się zacząć od słabszych drużyn grających w niższych ligach i kupił licencję piątoligowego zespołu Markrandstadt, by przy budżecie 100mln euro w 10 lat dojść do Bundesligi.
Niemiecki rząd utrudnił jednak życie Red Bullowi i wprowadził zakaz używania nazwy firmy w nazwie klubów oraz wprowadzania loga firmy do klubowych herbów. Marketingowcy z Red Bulla wpadli więc na genialny pomysł, by zamiast Red Bull Lipsk, nazwać drużynę po prostu RB Lipsk, gdzie RB oficjalnie jest skrótem od RasenBall Sport (w tłumaczeniu piłka na trawie). Utworzona gra słów, która zestawia ze sobą literki R i B, była więc jasną sugestią do odpowiedniego postrzegania drużyny. Tym bardziej, że na koszulkach zawodników widnieje logo Red Bulla, który występuje w tej sytuacji oczywiście tylko w charakterze sponsora, natomiast herb klubu przedstawia nieco przerobione dwa byki, do zludzenia podobne do loga firmy.
Wspinaczka drużyny z Lipska idzie znakomicie i w tej chwili klub ten jest już w 2. Bundeslidze i obecnie jest liderem. Właściciele firmy chcą jednak znacznie więcej i w 2011 roku jasno określili strategię. „Projekt RB Lipsk ma na celu wejście do Bundesligi w terminie od 3 do 5 lat. Chcemy też grać w Lidze Mistrzów i osiągać tam sukcesy. Można to zrobić tylko mając klub w jednej z najsilniejszych europejskich lig.” Jak widac plan idzie w dobrym kierunku, bo jest spora szansa, ze już od nastepnego sezonu będziemy ich oglądac w pierwszej Bundeslidze. Świadomi faktu, że oprócz pieniędzy potrzebna jest także organizacja, działacze Red Bulla postanowili zatrudnić Ralfa Rangnicka jako dyrektora sportowego RB Lipsk. Ralf Rangnick to były trener Schalke, z którym w 2011 roku doszedł do półfinału Ligi Mistrzów. Decydujące znaczenie o jego zatrudnieniu miał fakt, że wcześniej odbył on całą drogę z Hoffenheim, które wprowadził do Bundesligi ruszając właśnie z bardzo niskich lig. Rok po tym jak został on dyrektorem sportowym w RB Lipsk, nominowano go również na te same stanowisko w zespole Red Bull Salzburg, dzięki czemu ma pod kontrolą obie drużyny i razem z Gerrardem Houllierem tworzy główne ciało nadzorcze i wykonawcze całego projektu piłkarskiego Red Bulla.
O ile projekt Red Bulla w Lipsku, które od dawna nie zaznało piłki nożnej na wysokim poziomie, zyskał poparcie, to w reszcie całego kraju po awansie RB Lipsk do 2. Bundesligi utworzyła się bardzo silna opozycja, która jednoczy kibiców innych drużyn w walce przeciw tego typu działaniom. W Berlinie kibice Union Berlin przyjęli zespół z Lipska 15-minutową ciszą oraz rozdawaniem ulotek zatytułowanych: „Kultura piłkarska w Lipsku umiera”. Pisano w nich między innymi, że „dzisiejsi rywale reprezentują wszystko to, czego my w Union nigdy nie chcemy. Marketingowy produkt kierujący się tylko i wyłącznie finansowymi interesami”. Obecnie w Niemczech nie ma chyba takich wyjazdów podczas, których zespół RB Lipsk, nie byłby przywitany transparentami przeciwko firmie Red Bull.
Według obecnych przepisów niemieckich, osoba prywatna może zainwestować w drużynę piłkarską tyle ile chce. Nie może jednak posiadać więcej praw niż 49% klubu, bowiem pozostałe 51% musi pozostawać w rękach kibiców. W Lipsku Red Bull teoretycznie nie łamie tej reguły, ale za to w sprytny sposób to obchodzi. Wprowadził karty członkowskie, które każdy kibic może wykupic i dzięki temu jest członkiem oraz właścicielem pewnej części klubu. Problem jednak w tym, że cena tej karty to 800 euro rocznie, a klub zarezerwowal sobie dodatkowo prawo do odmówienia wydania karty członkowskiej kibicowi bez podania przyczyny. Żeby lepiej zobrazować sytuację, należy podkreślić, że koszt takiego członkowstwa np. w Bayernie Monachium wynosi 60 euro rocznie. Dzięki temu sprytnemu zabiegowi Red Bull posiada 49% praw w klubie, a pozostałe 51% leży w rękach osób im bliskich, dzięki czemu mają zawsze 100% poparcie na walnym zgromadzeniu członków klubu i mogą tym samym robić z klubem co im się tylko podoba.
Innym przepisem, który Red Bull bardzo ciekawie obchodzi jest słynne finansowe fair play wprowadzone przez Platiniego. Ralf Rangnick oprócz tego, że ściągnął za 4 mln € do RB Lipsk Terrence’a Boyda oraz Marcela Sabitzera z Rapidu Wiedeń, i tym samym osłabił bezpośredniego rywala Red Bulla Salzburg w walce o tytuł mistrzowski, sprowadził także z Anderlechtu Massimo Bruno za 8mln € i później wypożyczył go za darmo do Red Bulla Salzburg. Red Bull Salzburg dostał tym samym bardzo dobrego zawodnika, który w momencie kontroli finansowej robionej przez UEFA, nie będzie w żaden sposób obciążał ich konta finansowego, bo zawodnik ten przyszedł tylko przecież na darmowe wypożyczenie z innego klubu. Do momentu aż obie bliźniacze drużyny nie będą grały w europejskich pucharach, UEFA nie może w żaden sposób zablokować takich transakcji, które robią sobie z finansowego fair play po prostu żarty.
O ile w USA, kupno jednego z najsłynniejszych klubów - New York MetroStars i przerobienie go na New York Red Bulls nie sprawiało żadnych kłopotów ani większych sprzeciwów, to w Europie sytuacja jest zupełnie przeciwna. Red bullowy atak sprawia bowiem kłopot nie tylko wiernym kibicom, ale także zasadom organizacyjnym w piłce nożnej. Łatwość z jaką wchodzą na nowe rynki i pieniądze płynące jak woda z kranu sprawiają, że korporacja ta może bez większych problemów poszerzać swoją działalność na nowych rynkach. Mimo zaprzeczeń władz Red Bulla, wizja w której Red Bull ma po jednej drużynie w każdej z najsilniejszych lig europejskich jest bardzo realna, a dowodzą temu choćby bardzo poważne przymiarki w ostatnim czasie do kupna angielskiego Leeds.
System franczyzowy w piłce nożnej jest zjawiskiem nowym i bardzo niebezpiecznym. Robi to bowiem już nie tylko Red Bull, ale także i słynny szejk Mansour bin Zayed, który jest właścicielem Manchesteru City. Otóż ten pan ściągnął w 2012 roku Ferrana Sorriano, który uważany jest za głównego ojca utworzenia marketingowego boomu wokół Barcelony, i ustawił go na czele specjalnie utworzonej grupy o nazwie City Football Group, która jest spółką córką Abu Dhabi United Group, czyli właściciela Manchesteru City. Głównym celem tej grupy jest poszerzanie marki City na kolejne kontynenty i uczynienia z niej słynnej marki, która będzie kojarzona na całym świecie. Działanie City Football Group jest bardzo podobne do działań Red Bulla i skupia się głównie na tworzeniu czystej franszyzy. Kupuje lub tworzy nowy klub, zazwyczaj we współpracy z jakąś inną grupą lub funduszem, i przekazuje mu wtedy 20% własności. Zmienia wtedy barwy na jasno niebieskie, do nazwy poprzedniego klubu dodaje słowo „City”, które ma w tym wszystkim być właśnie marką, i przekazuje im całe know-how, a także ujednolica strukturę klubu, łącznie z zachowaniem tego samego sponsora. W ten właśnie sposób w 2013 roku, we współpracy z baseballowym zespołem New York Yankees utworzono kolejny zespół piłkarski w Nowym Jorku – New York City Football Club, którego zawodnicy biegają w identycznych koszulkach i z tym samym sponsorem co angielski Manchester City, czyli Etihad, które de facto również należy do grupy Abu Dhabi United Group.
W 2014 roku City Football Group kupiło z kolei australijski Melbourne Heart w porozumieniu z zespołem rugby Melbourne Storm. W tym przypadku nie zaczynano od zera jak w USA, więc konieczna była zmiana nazwy klubu na Melbourne City, a także zmiana barw z biało czerwonych na biało niebieskie. Co ciekawe piłkarze Melbourne City nie grają w jasno niebieskich strojach, ponieważ oficjalny protest wniosła drużyna Sydney FC, która od dawna gra w takich właśnie barwach. W wyniku tego piłkarze Melbourne City grają w strojach białych z jasno niebieskimi wstawkami, które są wiernym odzwierciedleniem koszulek wyjazdowych Manchesteru City.
Problemem dla kibiców Manchesteru City, którzy stracili swoją tożsamość jest to, że w tym wszystkim nie jest wcale najważniejsza ich drużyna. Długoterminowym celem jest stworzenie olbrzymiej piłkarskiej grupy, w której Manchester City będzie po prostu zwykłym elementem całej układanki. Będzie to element oczywiście bardzo ważny, ale tak naprawdę tylko jeden z wielu elementów. Doskonale tłumaczył to właśnie Soriano, który twierdził, że taka działalność zapewni piłkarzom wydłużenie kariery i to, że będą mogli dłużej grać na wysokim poziomie i zarabiać poważne pieniądze. W wieku 18 lat dany piłkarz nie jest może jeszcze gotowy na grę w Manchesterze City, ale może już spokojnie grać w New York City. Kiedy będzie miał 33 lata będzie mógł spokojnie przenieść się do Melbourne City i podbijąć tamtejszą ligę. Taki zawodnik, przechodziłby więc niby z klubu do klubu, ale tak naprawdę byłby on piłkarzem tylko jednej drużyny: City Football Group. W chwili obecnej pewna hierarchia w tej grupie cały czas jednak istnieje i jest bardzo dobrze widoczna. David Villa, który został kupiony przez New York City do sezonu piłkarskiego przygotowywał się grając w Melbourne City. Kibice Melbourne narzekali jednak na brak przejrzystości oraz dokładnych informacji na temat czasu trwania kontraktu Davida Villi z Melbourne. W wyniku tego zagrał on tam tylko w 4 meczach strzelając 2 gole i później przeszedł do New York City. Dużo bardziej była jednak skomplikowana sytuacja z symbolem Chelsea, czyli Frankiem Lampardem. Został on kupiony przez New York City, jednak po tym, gdy Manuel Pellegrini stwierdził, że w sumie to przydałby mu się on jeszcze na rok w Premier League, został on przekierowany do Manchesteru City wywołując spore protesty i zamieszanie, przez co włodarze w City Football Group, ze względów prawnych, kilkakrotnie musieli zmieniać oficjalną wersję zasad tego transferu. Ta sprawa nie spodobała się jednak kibicom New York City, którzy nie pocieszeni faktem, że Lampard nie zagra u nich w pierwszej części sezonu, zagrozili swym włodarzom bojkotem meczów, jeśli w przyszłości ich klub będzie nadal traktowany gorzej od Manchesteru City. Na tej samej zasadzie, jeśli gdziekolwiek mialby się ruszyc Andrea Pirlo, grający dla New York City, to nie poszedłby to żadnego innego klubu, jak tylko do Manchesteru City, gdzie był już zreszta nawet przymierzany.
Wszystkie kluby należące do City Football Group mają przekazywać sobie nie tylko piłkarzy, ale także filozofię gry. Mają one grać w ten sam sposób, ustanawiając specjalny styl gry, charakterystyczny dla drużyn City i ma on być powielany przez każdą drużynę w klubie, od seniorów poprzez najmłodszych adeptów akademii piłkarskiej City. Celem tej grupy jest nie tylko sukces sportowy, ale przede wszystkim ekonomiczny. Tradycyjna struktura klubu ma być zamieniona przez korporacyjną organizacje przynoszącą wielkie oszczędności, działając na zasadzie efektu skali. Wszystkie drużyny należące do tej grupy mają bowiem nie tylko tego samego sponsora i działaczy, ale także ten sam scouting, akademie piłkarskie, laboratoria medyczne, marketing itd.. Ferrian Sorriano jest dyrektorem sportowym nie tylko Manchesteru City, ale także Melbourne City oraz New York City. Aby to wszystko działało sprawnie, zostały utworzone oddzielne spółki takie jak, City Football Services oraz City Football Marketing, które zajmują się sprawami nie tylko swoich własnych klubów, ale oferują swe usługi także innym drużynom, które są zainteresowane daną ofertą.
Narodzenie takich grup jak Red Bull czy tez City Football Group otwiera nowe perspektywy w dzisiejszej nowoczesnej piłce. Kto wie czy za kilkanaście lat, zamiast miejskim drużynom, nie będziemy kibicowali po prostu danym korporacjom. Jeśli spojrzymy na ten fakt historycznie, to można powiedzieć, że łączenie się drużyn nie jest żadną nowością. Owszem, każdy z nas zna takie drużyny, które powstały z połączenia dwóch innych lub zostały wchłonięte, i można powiedzieć, że dzieje się tak od lat. Różnica jest jednak taka, że zawsze odbywało się to na „własnym podwórku” i w jednej lidze, bądź w jednym regionie. Nigdy nie było jeszcze takich działań na przestrzeni międzynarodowej i na tak wielką skalę. Nigdy nie miało to celów czysto komercyjnych i marketingowych, ale zawsze tylko sportowe.
Czy wejście w świat piłki nożnej potężnych pieniędzy od szejków, oligarchów i szemranych biznesmenów, jest dobre czy nie, to doskonały materiał na pracę doktorską. Nie brakuje jednak opinii, że wszystko to, jest doskonale sterowane i odpowiednio wcześnie zaplanowane, aby osiągnąć konkretny i zamierzony cel. Są tacy, którzy głoszą teorię, że szejkowie weszli w futbol tylko i wyłącznie po to, by skupić na sobie uwagę i umożliwić organizację Mistrzostw Świata w Katarze, a potem odsuną się od posiadanych dzisiaj drużyn, ponieważ nie będzie to już dla nich prestiżowe. Jeśli popatrzymy na to, z jakich stron płyną w ostatnich latach pieniądze i kto jest organizatorem Mistrzostw Świata, to da się przy tym zauważyć pewną zależność, a oczywiste jest to, że na tak prestiżowej imprezie można wypromować nie tylko siebie, swoje firmy, zdobyć szacunek i władze, ale także przy okazji, przeprać trochę szemranych pieniędzy. Fifa pieniądze bardzo lubi i wygodnie jest organizować Mistrzostwa Świata tam, gdzie jest ich nieskończenie wiele. Inwestowali w piłkę Rosjanie, inwestują szejkowie, zaczynają się dobijać Chińczycy. Czy zatem w 2026 roku Mistrzostwa Świata będą w Chinach? Bardzo możliwe. Śmiem nawet już dzisiaj stwierdzic, że tak i oficjalnie to ogłosic. Trudniejsza jest natomiast odpowiedź na pytanie, co ci dzisiejsi inwestorzy faktycznie zrobią, kiedy te Mistrzostwa Świata się w ich krajach już odbędą i zakończą. Czy dalej będą mieli interes w tym, by bez końca pakować pieniądze w cudze kluby i promować się na europejskim rynku? Wątpię.

Ja w każdym bądź razie nie chcę kibicować w przyszłości żadnym tworom Red Bull Milano czy Milano City, nie chcę żadnego chińskiego Milanu, tylko chcę mój włoski Milan, mający swą godność i tożsamość , i grający od 1899 roku do końca świata, w swych czerwono-czarnych barwach. Nawet jeśli mamy kończyć sezon na 10. miejscu. Chcę mój Milan, który ledwo remisuje z Carpi czy Hellasem, a później wprawia mnie w 3-dniową delirę po rozgromieniu Interu w derbach. Może ostatnie lata przyprawiają mnie w smutek, ale i tak dużo radości dają mi regionalne spotkania z innymi milanistami, wspólne wyjazdy na mecze, czy też wygrane takie jak ostatnio z Interem. Jeśli wygramy w końcu coś ważnego - a wygramy - to każde zwycięstwo będzie też smakowało nie podwójnie, ale potrójnie, bo będzie to wygrana, nie kupiona wielkimi i brudnymi pieniędzmi, ale ciężko zapracowana dająca satysfakcję tak wielką, jakiej za pieniądze nigdy nie da się kupic. Historia Milanu uczy, że obecna sytuacja nie jest nawet poważna, bo nie z takich sytuacji Milan wychodził w chwale i z olbrzymimi sukcesami. Historia Milanu uczy cierpliwości i spokoju, uczy wiary w to, że na sukces trzeba sobie ciężko zapracowac i nie da się go kupic. Zwyciężac trzeba również umiec ze stylem i z klasą. Może należe już powoli do ludzi starej daty, ale rzeczy kupione lub wypracowane samodzielnie dają nieporównywalnie wiecej radości niż te kupione. Z drugiej strony, patrząc na to co już robią Chińczycy, można stwierdzic, że jeśli dojdzie do transakcji na linii Bee-Berlusconi, to można się spodziewac naprawdę nieskończonych funduszy na zakup nowych piłkarzy. Pytanie jest tylko jedno. Jaka będzie przyszłośc?
Tak naprawdę piłka nożna istnieje niewiele ponad 100 lat. To raczej niezbyt dużo. W ciągu tych 100 lat świat się jednak zmienił niesamowicie. Zmienił się niesamowicie nawet w ciągu ostatnich 20 lat. Jaki będzie świat piłkarski za kolejne 20 lat? Czas nam pokaże…"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Przeczytałem w całości i jak to Kolonko w swoim ostatnim materiale mowil "This is business"

Nic nowego i ciekawego sie nie dowiedzialem czego bym juz nie wiedzial

Tam gdzie jest wielka kasa, wielkie koncerny/firmy zawsze beda maczac palce to jest tak oczywiste ... poniewaz to jest dochodowe, wydadza teraz 100mln ale za 5-10 lat zwroci im sie to kilkakrotnie, dlaczego ??? bo podchodza do tego w sposob analityczny a nie emocjonalny.

Kasa kasą ale bez odpowiednich ludzi to dane przedsiewziecie ma nikle szanse na longtime success, jest tyle o tym Red Bullu ale ile tak naprawde jego druzyny znacza na arenie europejskiej ??? gowno

Ba wezmy przyklad z tenisa, Belinda Bencic obecnie 18 lat, majac 15 lat ma podpisane umowy z ponad 15 firmami na kilka lat.

NBA - LeBron James lifetime deal z Nike ...

Tak samo dlaczego Lesnodorski zajal sie Legia ??? z sentymentow, z milosci do tego klubu  ?? nie, dla $$$, widac ze gosciu podchodzi do Legii w sposob mega marketingowy, wie jak duzy potencjal ma pilka nozna i jak dobrze zarzadzana firma(Legia) przy odpowiednich sukcesach moze Jemu oraz Mioduskiemu zapewnic zajebiscie duzo siana ...

mozna ciagnac przykladow tutaj dluzej ...

 

Pomijam juz kwestie zmiany herbow/nazw stadionow to nie moja "dzialka"

Edytowane przez Drizzd91
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tekst świetnie napisany, naprawdę świetnie się to czyta !

 

Obnaża dzisiejszy futbol i przedstawia jak tak naprawdę kibic niewiele znaczy dla działaczy, szefostwa i włodarzy klubów. 

 

Liczy się tylko $$$$$$$$$$$$$$ i nic poza tym najlepiej jak najwięcej w jak najkrótszym czasie i żeby jeszcze tytuły w gablocie się zgadzały !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nowego wymiaru nabiera również zatrudnienie Pepa Guardioli w MC- La Masia na globalną skalę, wyławianie najlepszych i szkolenie młodzieży na lokalnych rynkach bez niepotrzebnych kombinacji przy zmianach klubów przez nieletnich- a później tylko transfer wewnątrz "korpo".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...