b@rto Napisano 10 Kwiecień 2011 Zgłoszenie Podziel się Napisano 10 Kwiecień 2011 Sklad i terminarz SERIES E #1 Vancouver Canucks vs. Chicago Blackhawks #8 Wednesday, April 13 at Vancouver, 10:00 p.m. Friday, April 15 at Vancouver, 10:00 p.m. Sunday, April 17 at Chicago, 8:00 p.m. Tuesday, April 19 at Chicago, 8:00 p.m. *Thursday, April 21 at Vancouver, 10:00 p.m. *Sunday, April 24 at Chicago, 7:30 p.m. *Tuesday, April 26 at Vancouver, TBD SERIES F #2 San Jose Sharks vs. Los Angeles Kings #7 Thursday, April 14 at San Jose, 10:00 p.m. Saturday, April 16 at San Jose, 10:00 p.m. Tuesday, April 19 at Los Angeles, 10:30 p.m. Thursday, April 21 at Los Angeles, 10:30 p.m. *Saturday, April 23 at San Jose, 10:30 p.m. *Monday, April 25 at Los Angeles, TBD SERIES G #3 Detroit Red Wings vs. Phoenix Coyotes #6 Wednesday, April 13 at Detroit, 7:00 p.m. Saturday, April 16 at Detroit, 1:00 p.m. Monday, April 18 at Phoenix, 10:30 p.m. Wednesday, April 20 at Phoenix, 10:30 p.m. *Friday, April 22 at Detroit, 7:00 p.m. *Sunday, April 24 at Phoenix, TBD *Wednesday, April 27 at Detroit, TBD SERIES H #4 Anaheim Mighty Ducks vs. Nashville Predators #5 Wednesday, April 13 at Anaheim, 10:30 p.m. Friday, April 15 at Anaheim, 10:30 p.m. Sunday, April 17 at Nashville, 6:00 p.m. Wednesday, April 20 at Nashville, 8:30 p.m. *Friday, April 22 at Anaheim, 10:00 p.m. *Sunday, April 24 at Nashville, TBD *Tuesday, April 26 at Anaheim, TBD *Wednesday, April 27 at San Jose, TBD Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość Brzuszek Napisano 11 Kwiecień 2011 Zgłoszenie Podziel się Napisano 11 Kwiecień 2011 (#1) vs. (#8) Postseason dopiero się rozpoczyna, a już mamy prawdziwy szlagier. Rywalizacja Vancouver Canucks z Chicago Blackhawks to bez wątpienia hit pierwszej rundy fazy playoff NHL. Spotyka się najlepsza ekipa sezonu regularnego z aktualnym obrońcą Pucharu Stanleya, który dostał się do drugiej fazy rozgrywek „kuchennymi drzwiami”, dzięki uprzejmości Dallas Stars. Wydaje się, że takie rozwiązanie nikomu nie było na rękę. Detroit chciało za wszelką cenę wygrać ostatni mecz z Chicago, aby wyeliminować obrońców Pucharu. Vancouver kibicowało Dallas, ponieważ przeciwko Gwiazdom szykowało się szybkie 4-0, a Chicago to ekipa mogąca namieszać i pójść drogą Philadelphii Flyers z poprzednich playoffs. Kibice się cieszą, ponieważ szykują się naprawdę świetne mecze, ale po kolei. Te ekipy spotykały się ze sobą w półfinałach playoffs Konferencji Zachodniej w dwóch ostatnich sezonach i w obu przypadkach Chicago kończyło marzenia Canucks o Pucharze Stanleya. Teraz znowu trafiają na siebie, ale mimo iż są to te same ekipy to jednak trochę inne. Do rywalizacji w postseason przystępują z zupełnie innej pozycji niż ostatnio. To wszystko sprawiło, że Canucks zdobyli Presidents' Trophy, czyli nagrodę dla najlepszej ekipy sezonu regularnego. Gorzej w 1. rundzie playoffs trafić chyba jednak nie mogli. To prawda, że Chicago Blackhawks zawdzięcza udział w 2 fazie rozgrywek nieporadności Dallas. To prawda, że sezon regularny był dla nich prawdziwą katorgą. Trzeba jednak zaznaczyć, że prawdą jest również to, że mogą znowu wszystkich odprawić z kwitkiem. Regular season: Vancouver przeszło sezon regularny "jak burza", zdobywając aż 117 punktów i drugie San Jose wyprzedzając o 15 oczek. Tak duża przewaga pozwoliła im w ostatnim czasie nieco zwolnić tempo, aby nabrać niezbędnej świeżości na najważniejsze mecze sezonu. Do rywalizacji przystępują z uprzywilejowanej pozycji, ale też oczekiwania wobec nich są ogromne. Kolejny raz kapitalnie grali na swoim lodowisku notując bilans 27-9-1-2 (last season: 30-8-1-2), ale do tego znacznie poprawili grę na wyjazdach notując bilans 27-10-3-1 (last season: 19-20-0-2). W porównaniu do poprzedniego sezonu zespół ten został znacząco wzmocniony, zwłaszcza w obronie i teraz dysponuje jedną z najlepszych linii defensywnych ligi. Przyszli przede wszystkim Keith Ballard z Panthers i Dan Hamhuis z Nashville, którzy na pewno są w czołówce defensorów NHL. Dodatkowo wzmocniona została ofensywa Canucks poprzez pozyskanie Manny'ego Malhotry (nie zagra w playoffs), Chrisa Higginsa, Jeffa Tambelliniego i Raffi Torresa (nie zagra w 2 pierwszych meczach z Blackhawks). Odeszli natomiast m.in. Pavol Demitra, Kyle Wellwood, Steve Bernier czy Andrew Raycroft, czyli gracze nie stanowiący o sile Canucks, no może poza Demitrą. Vancouver strzelało średnio najwięcej goli (3,15), traciło ich najmniej (2,20), było najlepsze w PP (24,3%), strzelił najwięcej goli w PP (72), było trzecią ekipą ligi w PK (85.6%). To wszystko jednak może teraz nic nie znaczyć w starciach z Chicago, które to stać na postawienie się ekipie Canucks. Chicago zdobyło Puchar Stanleya kosztem ogromnych pensji dla wszystkich graczy, co zrodziło konieczność pozbycia się niektórych graczy w celu utrzymania w ekipie największych gwiazd. W poprzednich playoffs Chicago miało niesamowicie mocną kadrę, gwiazdy był wspomagane przez świetnych graczy z drugiego planu. Przede wszystkim eksplodował talent Antti Niemiego i Dustina Byfugliena. Niemi w bramce wygryzł ze składu Cristobala Hueta i playoffs to był jego popis, grał kapitalnie zadziwiając wszystkich. Byfuglien, nominalny obrońca, który może grać także jako prawoskrzydłowy, był najskuteczniejym graczem Blackhawks w drodze po Puchar. W 22 meczach strzelił 11 goli dokładając 5 asyst. Wspólnie z Krisem Versteegiem (6G+8A w zeszłorocznych playoffs) był nieoceniony w powerplayu, a teraz niestety obaj graja już w innych ekipach. Ekipę opuścili także inni ważni gracze drugiego planu, jak Andrew Ladd, John Madden czy Ben Eager. Wydaje się, że obecnie zaplecze Blackhawks jest nieco słabsze i wszystko będzie zależeć od postawy gwiazd ekipy. W regular season Chicago zgromadziło zaledwie 97 punktów (112 w poprzednim sezonie i 2. pozycja w playoffs), grali słabiej u siebie 24-17-0 (poprzedni sezon: 29-8-4) i na wyjeździe 20-12-9 (last season: 23-14-4). Nadal sporo strzelali, ale grali zdecydowanie gorzej w obronie. Goalies: Vancouver w tej chwili według mnie, oprócz Bruins, ma najlepszy duet bramkarski w lidze. Luongo to oczywiście klasa sama w sobie, złoty medalista z Vancouver, pierwszy goalie Kanady na tym turnieju. W tym sezonie wreszcie miał godnego siebie zmiennika, przez co nie musiał rozgrywać prawie wszystkich meczów i do fazy playoff przystąpi na pewno wypoczęty, a właśnie zmęczenie było według wielu fachowców głównym powodem słabej postawi Roberto w poprzednich playoffs. Teraz rozegrał "tylko" 60 spotkań, co przy liczbach z poprzednich sezonów (68,73,76), rzeczywiście stanowi sporą różnicę. Ogólnie zanotował bilans 38-15-7, 4 SO, .928 SV i 2.11 GAA (najlepszy wynik w karierze). Oczywiście Luongo będzie starterem ekipy Canucks w playoffs. Luongo mógł odpoczywać zdecydowanie częściej, ponieważ ze świetnej strony pokazał się Corey Schneider, dla którego był to pierwszy poważny sezon w barwach Canucks. W poprzednich dwóch, w których grał, łącznie wystapił tylko 10 razy, a teraz dostał już 22 starty. Ogólnie zanotował bilans 16-4-2, 1 SO, .929 SV i 2.23 GAA, w niektórych meczach bronił naprawdę genialnie. Tymczasem w Chicago goaltending to spore zmartwienie. Niemi i Huet odeszli z klubu, a ściągnięcie Marty’ego Turco z Dallas Stars okazało się kompletnym nieporozumieniem. Turco zaliczył fatalny sezon z bilansem 11-11-3, 1 SO, .897 SV i .3.02 GAA i w trakcie sezonu stracił pozycję bramkarza nr 1 na rzecz Coreya Crawforda, dla którego podobnie jak dla Schneidera, jest to pierwszy poważny sezon w barwach Blackhawks. W poprzednich 3 sezonach zagrał łącznie tylko 8 spotkań, na co dzień grając w AHL. W tym sezonie zanotował bilans 33-18-6, 4 SO, .917 SV i 2.30 GAA. Wszyscy liczą, że pójdzie tą samą drogą co Niemi i playoffs będą należeć do niego, ale będzie o to bardzo trudno. Patrząc jednak obiektywnie dwójka bramkarzy zdecydowanie lepsza po stronie Vancouver. Defence: W mojej ocenie ekipa Canucks dysponuje obecni e najlepszą szóstką podstawowych obrońców w lidze. Tak wyrównanej formacji nie ma żaden inny klub. Przez cały sezon, akurat w formacji defensywnej, Vancouver było nękane przez liczne kontuzje, przez co rzadko zdarzało się, że wszyscy ci gracze występowali jednocześnie, ale teraz wszyscy są zdrowi i gotowi do gry. Christian Ehrhoff, Alexander Edler, Dan Hamhuis, Sami Salo, Kevin Bieksa i Keith Ballard stanowią ogromny atut tej ekipy i nie ma się co dziwić, że stracili najmniej goli. Dio tego niezwykle przydatni w liczebnych osłabieniach są tacy napastnicy jak Ryan Kesler czy Manny Malhotra, którzy świetnie potrafią niwelować przewagę zawodnika u przeciwników. Vancouver zaczęło bronić agresywnie już w tercji rywali, ograniczając przez to dostęp do swojej bramki i liczbę strzałów oddawanych przez rywali. Natomiast w ekipie Chicago z obroną wcale nie jest tak źle, jak wskazywałaby na to pozycja czy liczba straconych goli. Cały czas w tej ekipie grają najlepszy obrońcy Kanady, podstawowa dwójka z IO w Vancouver, zdobywcy Norris Trophy dla najlepszego obrońcy ligi, czyli Duncan Keith i Brent Seabrook. Do tego jest świetny Brian Campbell, którego trochę zastopowały kontuzje, ale ciągle zalicza się do najlepszych obrońców ligi. Jest Niklas Hjalmarsson, młody Nick Leddy, czy pozyskany Chris Campoli, który wiele wnosi do ofensywy Blackhawks. W zasadzie jeśli chodzi o samych obrońców i wyłącznie ich grę obronną to Chicago wiele się nie zmieniło w stosunku do poprzedniego sezonu. Dwójka Keith-Seabrook, która będzie stanowić pierwszą linie obrońców w playoff, to dla mnie najlepsza para ligi. Patrząc jednak przekrojowo na całą szóstkę obronną, wyżej należy ocenić Canucks. Ofence: W obu ekipach status quo w tej formacji zostało zachowane i nadal prym wiodą ci sami zawodnicy. W Vancouver oczywiście są to bracia Sedin, a także Ryan Kesler i Alexander Burrows. Henrik Sedin jest najlepiej asystującym graczem ligi (75), natomiast Daniel Sedin najlepiej punktującym graczem NHL (104). Świetny sezon rozegrał Kesler (41G+32A). Do zdrowia w trakcie sezonu powrócił Burrows, który w poprzednim sezonie świetnie radził sobie w linii z Sedinami. Teraz dołożył 26 goli i 22 asysty. Nie należy zapominać także o Maysonie Raymondzie i Mikaelu Samuelssonie, który gra nieco słabiej niż w poprzednim sezonie, ale to ważny gracz dla Vancouver. Ściągnięcie takich graczy jak Manny Malhotra, Raffi Torres, Chris Higgins dało Vancouver większe pole manewru z przodu. Jeśli chodzi jednak o formację ofensywną wyżej cenię ekipę Chicago. Pierwszą linię na playoff będzie stanowić trójka graczy wybrana spośród czwórki Patrick Sharp, Jonathan Toews, Patrick Kane i Marian Hossa. Gracze niezwykle kreatywni, świetnie się rozumiejący, doświadczeni w decydujących starciach. Chicago przewagę ma jednak jeśli chodzi o graczy z drugiego planu. Jest świetny Dave Boland, a także Tomas Kopecky, pozyskany z Panthers Michael Frolik, ściągnięty z Oilers Fernando Pisani, Troy Brouwer czy Viktor Stalberg. Jeśli chodzi o ofensywę to oczywiście kluczowymi graczami Vancouver są bracia Sedin i od ich postawu zależy gra Vancouver do przodu, to się nie zmieni. Tymczasem w Chicago numerem 1 obecnie jest Patrick Sharp. Center Chicago rozgrywa obecnie najlepszy sezon w karierze i naprawdę gdyby reszta kolegów się dostosowała poziomem to nie widzę w tej rywalizacji Vancouver. Historia spotkań: Jak już mówiłem Vancouver nie mogło gorzej trafić w pierwszej rundzie. Chicago im średnio pasuje, czego dowody mieliśmy w poprzednich playoffach, a także w tym sezonie. W tym sezonie to Chicago było sprawcą najwyższej porażki Canucks w sezonie regularnym. Upokorzyli oni Vancouver na ich terenie wygrywając aż 7-1. Fatalnie wtedy zagrali obaj bramkarze Canucks, Luongo 16/20, Schneider 18/21, natomiast kapitalny mecz rozegrał Crawford 27/28. W Drugim meczu u siebie Vancouver wygrało ledwo 4-3. W poprzednich playoffach Vancouver przegrało wszystkie 3 mecze u siebie z Chicago. To pokazuje, że przewaga własnego lodu może wręcz zaszkodzić Vancouver, ponieważ oni od dłuższego czasu kompletnie nie potrafią grać z Chicago u siebie. road team wygrał 6 z 8 ostatnich starć pomiędzy tymi ekipami, do tego underdog wygrał także 6 z 8 ostatnich gier między nimi. Braki kadrowe: Jeśli chodzi o osłabienia to gorzej to wygląda u Canucks. Na pewno do końca sezonu nie zagra Manny Malhotra, co jest sporym osłabieniem tej ekipy. Manny dużo dawał tej ekipie zarówno w ofensywie jak i defensywie. W pierwszych dwóch meczach z powodu zawieszenia nie zagra także Raffi Torres. Kłopoty zdrowotne ma Andrew Alberts, ale powinien zagrać, poza tym w obronie jak pisałem są lepsi od niego. Po stronie Chicago od miesiąca nie zagrał Dave Bolland, który jest bardzo ważnym graczem dla tej ekipy. Dave wraca jednak do zdrowia, ostatnio mówił, że czuje się już dobrze i powinien być gotowy na pierwszy mecz. Również Troy Brouwer ma problemy z ramieniem, ale także powinien być do dyspozycji trenera na pierwszy mecz z Canucks. Trenerzy: Kolejnym argumentem przemawiającym za Chicago jest osoba ich trenera, który jest o wiele bardziej doświadczony. Wygrał Puchar Stanleya już 2-krotnie, oczywiście w poprzednim sezonie z Blackhawks i w 1996 roku, gdy był asystentem trenera w Colorado Avalanche. W NHL jako trener pracuje już od 13 sezonów, prowadząc swoje ekipy w ponad 1100 meczach, wygrywając ponad 600 z nich. W Chicago podczas 3 sezonów pracy zanotował bilans 97-44-19. Tymczasem Alain Vigneault, trener Vancouver, nigdy nie przeszedł ze swoją ekipą drugiej rundy playoffs. Wczęsniej prowadził Montreal Canadiens i także ta sztuka mu się nie udała. Przewidywania: Typuję co najmniej 6 spotkań. Jeśli Crawford da radę, to Chicago może zaskoczyć i ograć Canucks mimo przewagi lodu ze strony Vancouver. Znowu szykują się raczej spotkania overowe, ponieważ potencjał obu ekip w ofensywie i ich gra w powerplayu to zdecydowanie absolutny top NHL. Sharp, który jeszcze w 100% nie wyleczył kolana, może być gwiazdą tej rywalizacji. Skoro w poprzednim sezonie ekipa Flyers zapewniła sobie playoff w ostatnim meczu, a potem doszła do finału rozgyrwek, to i Chicago może pójść tą drogą. Oczywiście Vancouver to silniejsza ekipa niż przed rokiem, ale sezon regularny nic w tym momencie nie znaczy. Teraz presja jest nieporównywalnie większa niż we wszystkich spotkaniach regular season i zobaczymy jak sobie poradzą w tej roli zawodnicy Canucks, tym bardziej, że teraz to oni są zdecydowanymi faworytami i to od nich się wymaga. Jeśli w tym sezonie i w takim składzie nie zawojują ligi to lepszej okazji szybko nie będzie. Wygrany z tej rywalizacji to dla mnie pewny finalista na Zachodzie. Jedno jest pewne, to będzie hokej z najwyższej półki. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość Brzuszek Napisano 12 Kwiecień 2011 Zgłoszenie Podziel się Napisano 12 Kwiecień 2011 (#2) vs. (#7) W Los Angeles wszyscy zadają sobie pytanie „Dlaczego właśnie teraz?”. Czemu przed decydującymi meczami sezonu kontuzji musiał doznać gwiazdor drużyny Anze Kopitar, najlepiej punktujący zawodnik tej drużyny w dwóch ostatnich sezonach. Dołączył on tym samym to Justina Williama, drugiego najlepiej punktującego gracza Kings, który ma kontuzję barku. To pokazuje, że sytuacja LA Kings przed starciami z najbardziej produktywną ofensywą ligi nie jest najlepsza. O kontuzjach dwóch czołowych graczy Kings będzie potem przy omawianiu ofensywy tej drużyny. Regular season: LA Kings przeszło niesamowita metamorfozę. Ekipa, która do niedawna kojarzyła się z niesamowita ofensywą, postanowiła oprzeć swoja grę na skutecznej defensywie połączonej z mocnym goaltendingiem. Efekt tego widzieliśmy na początku sezonu, kiedy to zanotowali kapitalne otwarcie sezonu, w pierwszych 15 meczach mieli bilans 12-3, w tym 8-0 u siebie. Potem jednak było troszkę gorzej, a wiadomo, że prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym jak kończą, a nie jak zaczynają. Połowę sezonu zamknęli bilansem 23-17-1, w drugie 41 spotkań dograli z bilansem 23-14-5. to pokazuje, że forma przez cały sezon, była w miarę równa, najwyższa jednak na początku sezonu. Ta równa, ale niepowalająca forma przez większość sezonu wystarczyła na siódme miejsce w Konferencji Zachodniej, utrzymane także dzięki uprzejmości Dallas Stars. Jeśli Kings chcą przejść Sharks to muszą taką formę uzyskać, ale nie wiem czy będzie to możliwe. Tym czasem San Jose sezon zaczęło średnio. Pierwsze 15 spotkań to bilans 8-5-2. Półmetek sezonu zamknęli wynikiem 21-15-5, czyli naprawdę beznadziejnie jak na standardy, do których Rekiny przyzwyczaiły. W drugiej połowie sezonu jednak wszystko wróciło do normy, zanotowali bilans 27-10-4. Równo na półmetku sezonu przytrafiło im się 6 porażek z rzędu w regulaminowym czasie gry. Kiedy już się otrząsnęli to decydującego 37 spotkań zamknęli bilansem 27-6-4. To znowu była ta niesamowita i wygłodniała ofensywa Rekinów, która siała popłoch w powerplayu, oddawała niesamowitą ilość strzałów i była bardzo skuteczna. Taki run w drugiej części sezonu wywindował San Jose na druga pozycję w Konferencji, tylko za plecami rewelacyjnych przez cały sezon Canucks. Goalies: W San Jose przed tym sezonem nastąpiła zasadnicza zmiana jeśli chodzi o obsadę bramki. Odszedł Evgeni Nabokov, człowiek bez którego wielu nie wyobrażało sobie tej ekipy. A jednak, Rosjanin bronił co raz gorzej, a kontrakt miał wysoki. To sprawiło, że Nabokova nie ma już w tej ekipie. Postanowiono natomiast ściągnąć człowieka, który zatrzymał ich w finale playoffs na Zachodzie w poprzednim roku, czyli Antti Niemiego. Fin nie dostał od Chicago takich pieniędzy jakich chciał, więc jako free agent został zatrudniony prze Rekiny. W San Jose liczą, że Niemi będzie bronił tak jak w Chicago, że znowu będzie gwiazdą ekipy i zapewni upragnionego mistrzowskie pierścienie Sharks. Wydaje się, że był to bardzo dobry ruch. Ponieważ Nabokov rzeczywiście nie gwarantował już wysokiego poziomu w bramce, a Niemi im bliżej playoffs tym bardziej się rozkręcał. Sezon regularny zakończył z bilansem 35-18-6, 0.920 SV i 2.38 GAA, co pokazuje, że będzie mocnym punktem ekipy w playoffs. Zmiennikiem będzie Antero Niittymaki, który także miał okazje się wykazać i zanotował bilans 12-7-3, 0.896 SV i 2.72 GAA. Jeśli Niemi nie będzie dawał rady to Sharks mogą mieć problem, bo Niittymaki to nie jest bramkarz, który będzie im wygrywał spotkania w decydujących momentach sezonu. Po drugiej stronie natomiast na pozycji bramkarza będzie zawodnik, od którego chyba zależy najwięcej jeśli chodzi o ekipę Kings i jej losy w rywalizacji z San Jose. Chodzi oczywiście o Jonathana Quicka, który w tym sezonie w kapitalny sposób wyrobił sobie markę w NHL. Na początku sezonu w bramce wyczyniał cuda, ale i przez resztę sezonu bronił bardzo dobrze. Quick zamknął sezon regularny z bilansem 35-22-3, 0.918 SV i 2.24 GAA. Jeśli Kings myślą o nawiązaniu jakiejkolwiek walki z San Jose to Quick musi być fenomenalny, tak tak dobrze napisałem, musi być fenomenalny. Jeśli Jonathan zawiedzie Kings nie mają żadnych szans na przejście Sharks. Kings mogą przejść San Jose tylko fantastyczną obroną i kapitalnym goaltendingiem, jeśli pójdą na wymianę ciosów nie maja szans. Backupem będzie Jonathan Bernier, który uważany jest za wielki talent i w sezonie regularnym pokazał próbkę umiejętności. Bilans 11-8-3, 0.913 SV i 2.48 to jak na rezerwowego bramkarza bardzo dobry rezultat. Nie sądzę natomiast, aby przy niedyspozycji Quicka, Bernier był w stanie zatrzymać Rekiny. Po stronie Kings wszystko zależy od Jonathana, ale tego pierwszego. Defence: Jak już wspomniałem ta formacja będzie decydowała ze strony Kings. Najlepszymi zawodnikami tutaj SA Amerykanie, Drew Doughty i Jack Johnson. Doughty w pierwszej linii gra z doświadczonym Kanadyjczykiem Willie Mitchellem, który po 4 sezonach spędzonych w Vancouver wzmocnił ekipę Kings, ponieważ w Vancouver w obronie zrobiło się zdecydowanie za ciasno. W ekipie LA procentuje jego doświadczenie i jest naprawdę mocnym punktem tej ekipy. Do tego jest jeszcze Rob Scuderi, jedyny obrońca znający smak zdobycia Pucharu Stanleya. Piąty obrońca, który odgrywa jakąś rolę w tej ekipie to Matt Greene. Nie ulega jednak wątpliwości, że gwiazdami są tutaj Doughty (średnio 28 minut na lodzie) i Johnson (24 minuty na lodzie), od nich będzie zależeć najwięcej. Kings świetnie radzą sobie w liczebnych osłabieniach, niwelują aż 85.6% z nich co było czwartym wynikiem w NHL. Ekipa LA będzie musiała grać jednak w miarę czysto, ponieważ San Jose to potęga jeśli chodzi o powerplay. A sprawdzanie swojej formy i potwierdzanie osiągniętych statystyk w PK akurat przeciwko San Jose nie jest najlepszym pomysłem i może zakończyć się fatalnie. W ekipie San Jose po zakończeniu poprzedniego sezonu zakończył znakomity Rob Blake, który aż 13 sezonów spędził w ekipie LA Kings, ale 2 ostatnie w karierze zagrał w barwach San Jose. To na pewno było duże osłabienie tej formacji, ponieważ Blake gra genialnie i był niesamowicie doświadczony. Teraz absolutnym liderem tej formacji jest Dan Boyle, kapitan Kanadyjczyków na IO w Vancouver, kolejny genialny obrońca, który dodatkowo bardzo dużo daje zespołowi w ofensywie. Spędza na lodzie ponad 26 minut i świetnie kieruje grą defensywną. W parze gra z Douglasem Murrayem, bardzo doświadczonym Szwedem, który gra bardzo twardo. W ogóle reszta obrońców to mieszanka szwedzkiego doświadczenia z kanadyjską młodością. O sile gry obronnej Sharks od dłuższego czasu stanowi właśnie Kanadyjczyk Marc-Edouard Vlasic, a teraz bardzo dużą rolę zaczął też odgrywać kolejny Kanadyjczyk Jason Demers. Obrona San Jose bardzo wyrównana, ponieważ nawet gracze trzeciej linii, czyli Ian White i Niclas Wallin spędzają na lodzie w granicach 18-20 minut. Niekwestionowanym liderem jest jednak Boyle. Ofence: San Jose ma lepszą ofensywę w zestawieniu z Kings nawet z Kopitarem i Williamsem. Bez nich to nie ma nawet co porównywać. W San Jose status quo jak najbardziej zachowane. Joe Thornton, Patrick Marleau, Dany Heatley, Joe Pawelski, Devon Setoguchi to nazwiska, które wszyscy kibice NHL znają doskonale i kojarzą je jak najbardziej z ekipą Sharks. W San Jose pojawił się jednak ktoś jeszcze. Ktoś kto przebojem wdarł się do pierwszej linni ataku i ktoś robi tam niemałe zamieszanie. Chodzi o 22-letniego Kanadyjczyka, Logana Couture’a, który rozegrał kapitalny sezon i w 79 meczach strzelił 32 gole i dołożył 24 asysty. Dał drużynie bardzo wiele, zarówno w grze 5 na 5, jak i w powerplayu. Będzie bardzo ważnym ogniwem tej ekipy w playoffs. Czwórka najlepiej punktujących graczy San Jose to wciąż jednak Marleau, Thornton, Pavelski i Heatley. Tak jak mówiłem jest jeszcze Devin Setoguchi czy pozyskany w trakcie sezonu Kyle Wellwood, który także jest bardzo wartościowych zmiennikiem dla największych gwiazd zespołu i potrafi dołożyć swoje „3 grosze” do każdego spotkania. San Jose oddaje najwięcej strzałów ze wszystkich zespołów (34.5), u siebie jest to jeszcze więcej (36.6). Miażdżą przeciwników w powerplayu (u siebie 26.4%). Strzelają ponad 3 gole na mecz. Przed LA Kings arcytrudne zadanie, czyli przeciwstawienie się takiej sile. W drużynie Królów niestety dosyć spore problemy. Anze Kopitar złamał kostkę i do gry ma powrócić dopiero w maju. Tylko, że wtedy Kings mogą już być poza playoffs. Bez Kopitara średnio to idzie w tej ofensywie, zwłaszcza w powerplayu. Odkąd Anze złapał kontuzje Kings wykorzystali tylko 1 z 23 okazji w przewagach ! Do tego kontuzja wykluczyla Justina Williamsa. Co prawda może on wrócić na rywalizację z Sharks, ale na pewno nie w 100% gotowy do gry. W takiej sytuacji wszystko na swoje barki musza wziąć Ryan Smith, Austin Brown, Austin Penner czy Jarret Stoll. Dustin Brown był najskuteczniejszym graczem Kings w sezonie regularnym w 28 golami. Teraz on musi wziąć na siebie gole zdobywane przez Williamsa i Kopitara. Smith miał 23 gole i 24 asysty, ma ogromne doświadczenie, ale czy jest w stanie zastąpić Kopitara w poczynaniach ofensywnych. Penner po przeprowadzce do Kings w 12 meczach strzelił tylko 1 gola, więc trudno się spodziewać, żeby na gole przeciwko Sharks stał się niesamowicie skutecznym strzelcem. Niby LA ma szeroką kadre w ofensywie, bo SA jeszcze Handzus, Stoll, Samsonom, Booth, Olesz czy Reasoner, ale to są raczej pomocnicy, nie ma wśród nich prawdziwych liderów, którzy w tak trudnej sytuacji mogliby sami przesądzać o wyniku spotkania z tak silna ekipą jak Sharks. Wszystko w rękach dwójki Smith-Brown. Key players: Po stronie LA Kings, tak jak pisałem wcześniej, przede wszystkim Quick. On musi być w tej rywalizacji genialny, żeby Królowie mogli realnie myśleć o pokonaniu San Jose. Będzie to niezwykle ciężkie, ale jeśli forma z początku sezonu powróci to kto wie. Całej rywalizacji na pewno sam nie wygra, ale 1-2 mecze przy genialnej, podkreślam genialnej dyspozycji może załatwić dla Kings. Potwierdził to już raz w tym sezonie, gdy oba zespoły spotkały się w San Jose i LA wygrało 4-0, a Quick zaliczył clean sweet. Po drugie, jak wyżej, Smith i Brown muszą udźwignął ciężar. Po stronie San Jose w zasadzie jeśli chodzi o ofensywę nie ma jednego zawodnika, który musi grac nie wiadomo, żeby oni punktowali. Jak Heatley jest w słabszej formie, to punktuje Marleau, jak Marleau gra słabiej to punktuje Big Joe, a jak wszyscy grają bardzo dobrze to z rywala zostaje miazga, o czy kilka dni temu przekonali się sami Kings, których San Jose rozbiło u siebie 6-1. Można jednak wskazać na Niemiego. Ogromna szansa dla Kings byłoby gdyby Antti tym razem jednak nie wytrzymał ciśnienia. Trudno się jednak tego spodziewać skoro w poprzednim sezonie jako typowy „świeżak” walnie przyczyni się do wygrania przez Chicago Blackhawks Pucharu Stanleya. Historia spotkań: W tym sezonie grali ze sobą już 6 razy, czyli można powiedzieć, że rozegrali serie playoff w sezonie regularnym. Z tym, że nie ma jeszcze wygranego, ponieważ w Regular season było 3-3. Oba zespoły zgodnie wygrały po 2 mecze u siebie i jednym na wyjeździe. Decydujące starcie jednak, 8 dni temu w San Jose ekipa gospodarzy wygrała bezdyskusyjnie, czyli 6-1. Wtedy Kopitar był już kontuzjowany. Z nim w składzie dali radę wygrać na wyjeździe 4-0, bez niego polegli z kretesem 1-6. A przecież, żeby myśleć o drugiej rundzie muszą wygrać chociaż jedno spotkanie w San Jose. W poprzednim sezonie LA było w stanie dwukrotnie wygrać w San Joe dzięki ofensywie, aplikując im w sumie 11 bramek. Teraz jednak w ofensywie jest duży problem. Jak San Jose dostanie za dużo okazji do PP to nie widze ratunku dla Kings. W bezpośrednim meczach w tym sezonie najlepszymi zawodnikami Sharks byli Marleau (8 punktów), Pavelski i Setoguchi. Niemi zanotował w meczach przeciwko Kings 0.936 SV i 1.94 GAA, czyli rewelacja. Po stronie Kings najlepsi byli Brown (4 gole) i Kopitar (4 asysty). Quick przeciwko San Jose miał 0.910 SV i 2.19 GAA, czyli troche gorzej od Niemiego. Braki kadrowe: Po stronie Kings wyżej wymieniona dwójka, czyli Kopitar i Williams. Nie będę się tutaj bawił w procenty, żeby pisać ile ofensywy oni stanowią, ale jest to wysoki procent. Statystyki tylko dobitnie to potwierdzają, zarówno w grze 5 na 5, jak i 5 na 4. Poza tym nie mogą grać Loktionov i Parse, ale akurat oni odgrywali marginalną rolę w ekipie Kings. Po stronie San Jose w zasadzie pełen komfort. Wyleciał obrońca Huskins, ale kto inny trzyma tą formację. Jaksie problemy zdrowotne miał Ryane Clowe, ale będzie gotowy na pierwszy mecz playoffs. Reszta zdrowa, gotowa do wali o Puchar Stanleya. Przewidywania: Biorąc pod uwagę wszystkie opisane informacje typuję San Jose w 5 meczach. LA po prostu na chwile obecną nie ma wystarczającym argumentów, aby wyeliminować Sharks. Za dużo jest tych niewiadomych. Czy Quick sobie poradzi, czy Smith i Brown dadzą radę, czy będą unikali kar minutowych. Bez liderów to raczej niemożliwe. San Jose wchodzi w fazę playoffs bardzo rozpędzone, podbudowane ostatnim zwycięstwem nad LA Kings, które miało miejsce tylko 8 dni temu, w pełnym składzie. Ma o wiele większe pole manewru w ofensywie, a przeciwko osłabionej ofensywie LA i w obronie nie powinni mieć problemów. Tacy zawodnicy jak Thornton, Marleau czy Heatley są niezwykle zdeterminowani, aby wreszcie wywalczyć mistrzowskie pierścienie. W poprzednim sezonie w finale Zachodu zatrzymało ich Chicago, teraz z pewnością liczą na więcej. Porażki w pierwszej rundzie nikt trzeźwo myślący nie bierze pod uwagę. Gdyby dalej poszli Kings byłaby to sensacja na miarę zeszłorocznego triumfu Canadiens nad Capitals. Ale czy Quick będzie jak Halak ? Według mnie nie. Moim zdaniem 4-1 dla San Joe Sharks. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość Brzuszek Napisano 12 Kwiecień 2011 Zgłoszenie Podziel się Napisano 12 Kwiecień 2011 (#3) vs. (#6) Świat idzie do przodu, rozwija się, ale co najmniej jedna rzecz pozostaje niezmienna … Detroit Red Wings cały czas jest wśród faworytów do wygrania Pucharu Stanleya. Nie inaczej jest tym razem, ale trudną się dziwić jeśli popatrzy się na to, jaka generacja hokeistów się tam zebrała. Po raz drugi z rzędu w pierwszej rundzie playoffs na drodze stają im Kojoty z Phoenix. W poprzednim sezonie kibice obejrzeli kapitalną rywalizację i aż 7 spotkań. Czy i tym razem będzie podobnie ? Regular season: Phoenix w stosunku do poprzedniego sezonu zanotowało regres jeśli chodzi o osiągnięcia. W sezonie 2009/2010 mieli bilans 50-25-7, strzelili 225 bramek i stracili 202. Teraz sezon regularny zakończyli z bilansem 43-26-13, strzelili 231 goli i stracili 226. Mieli fatalne otwarcie sezonu, w pierwszych 15 spotkaniach mieli bilans 5-5-5. Półmetek rozgrywek zamknęli wynikiem 19-3-9 i nie zanosiło się, że uda im się zakwalifikować do playoffs. Dobry run w drugiej części sezonu i bilans 24-13-4 zapewnił im szósta pozycję w Konferencji i konfrontację z Czerwonymi Skrzydłami. Widać, że Phoenix stracił aż 24 gole więcej niż rok, ale na pewno jakiś wpływ na to miał fakt, że przez długi czas kontuzjowany był Ed Jovanovski, czołowy obrońca Coyotes. Mizernie idzie im gra w powerplayu, wykorzystują tylko 15.9% okazji. Beznadziejnie grają także w osłabieniu, a to już jest zdecydowanie większy problem, jeśli gra się przeciwko Detroit Red Wings. Niwelują tylko 78.4% osłabień, a to naprawdę słaby wynik. W stosunku do poprzedniego sezonu w Phoenix nie ma już Wojtka Wolskiego, najlepiej punktującego gracza poprzedniej kampanii. Kosztem oddania go do Rangers postanowiono wzmocnić defence i ściągnięto Michala Rozsivala. Jeśli chodzi o resztę najlepszych zawodników to w zasadzie bez zmian, z tym że na jednego z najlepszych blue-linerów ligi wyrósł Keith Yandle, który gra świetny sezon i na pewno będzie czołową postacią Phoenix w starciach z Detroit. Do tego Shane Doan, Ray Whitney, Radim Vrbata czy Eric Belanger mogą zaliczyć ten sezon do udanych. Jeśli chodzi o Detroit to jest to prawdziwa konstelacja hokejowych gwiazd. Zanotowali lepszy sezon niż zeszłoroczny. Wtedy mieli bilans 44-24-14, strzelili 229 goli i stracili 216. Teraz mają bilans 47-25-14, strzelili aż 261 bramek i stracili 241. W ofensywie jest więc kolosalna poprawa, ale ucierpiała na tym obrona. To co może jeszcze zastanawiać to fakt, że Red Wings w miarę rozgrywania kolejnych spotkań słabli. Rozpoczęli sezon kapitalnym otwarciem i bilansem 11-3-1 w pierwszych 15 meczach. Półmetek sezonu zamknęli wynikiem 26-10-5, ale w drugiej połówce Regular season ich bilans to tylko 21-15-5, a to pokazuje, że jednak gwiazdy czuły się zmęczone. Kapitalnie radzą sobie w powerplayu wykorzystując 22.3% szans (piąty wynik w lidze), ale w PK jest trochę gorzej, 82.3% (17 rezultat NHL). Jeśli chodzi o poszczególnych zawodników to postacią numer 1 po raz kolejny już jest Nicklas Lidstrom. Zdecydowanie najwybitniejszy obrońca w historii tej dyscypliny, przyszły członek Galerii Sław NHL, sześciokrotny zdobywca nagrody Norris Trophy dla najlepszego obrońcy sezonu jest faworytem do wygrania tej nagrody po raz siódmy w tym sezonie. Miał już kończyć karierę, ale dał się namówić i pokazał, że jest po prostu hokejowym geniuszem. Strzelił 16 goli i zaliczył46 asyst. Był nieoceniony w powerplayu, gdzie zaliczył 39 punktów (trzeci wynik w NHL), z tego 32 za asysty (drugi wynik w NHL). Warto dodać, że rozegrał wszystkie 82 spotkania w sezonie. Na pewno napsuje sporo krwi hokeistom Coyotes w tegorocznych playoffs. Do tego Henrik Zetterberg, który zdobył 80 punktów w sezonie (24G+56A), Pavel Datsyuk 59 punktów w 56 meczach, , Johan Franzen 55 punktów w 76 meczach. Po raz kolejny Detroit pokazało jak szeroką kadrą zawodniczą dysponuje. W powerplayu aż 14 zawodników strzelało gole dla tej ekipy, najlepsi byli Holmstrom, Zetterberg i Datsyuk, którzy zdobyli po 10 bramek. Phoenix czeka ciężka przeprawa, ponieważ nie wystarczy zatrzymać jednego czy drugiego zawodnika. W Detroit w każdym spotkaniu kto inny może przesądzić o losach meczu. Goalies: Klucz do sukcesu Phoenix. Podstawowy goalie Ilya Bryzgalov musi stanąć na wysokości zadania. Ilya rozegrał aż 68 spotkań i nie wiadomo czy nie zabraknie mu pary na decydujące mecze postseasonu. Zanotował bilans 36-20-10, 2.48 GAA i 0.921 SV. Przeciwko Detroit ma bilans 8-8-0-5, 2.81 GAA i 0.920 SV. Bez wątpienia należy do czołówki bramkarzy NHL. W Phoenix jednak bardzo wielu oczekuje od niego, że niemal w pojedynkę zatrzyma Detroit, a to bardzo niedobrze dla Bryzgalova. Po pierwsze nie wiadomo, czy wytrzyma ogromną presję, a po drugie nie wiem czy to w ogóle możliwe, aby samym świetnym goaltendingiem przejść taką ekipę jak Red Wings. Jedno nie ulega wątpliwości bardzo dobre występy Bryzgalova to konieczność jeśli chce się przejść Detroit. Z drugiej strony starterem będzie Jimmy Howard, który na pewno nie jest tak dobrym bramkarzem jak Ilya. W tym aspekcie Kojoty mają przewagę. Oczywiście Howard „ogórkiem” nie jest i bronić potrafi, ale zdecydowanie częściej zdarzają mu się też występy słabe. Ogólnie w sezonie rozegrał 63 spotkania i zanotował bilans 37-17-0-5, 2.79 GAA i 0.908 SV. Nie są to statystyki powalające. Przeciwko Phoenix ma bilans 4-0-0-2, 2.41 GAA 0.924 SV, co już wygląda znacznie lepiej. W obu ekipach byłby znaczny problem, gdyby wskutek słabej formy lub co gorsza kontuzji starterów musiał wejść któryś z backupów. Zarówno Jason LaBarbera (Pho) jak i Joey MacDonald (Det) to nie są zawodnicy, którzy zapewnią spokój w bramce i pewność obrońcom. Defence: Obie drużyny mają swoich liderów. Po stronie Phoenix to Keith Yandle, natomiast po stronie Detroit oczywiście Niclas Lidstrom. Większą głębię i bardziej doświadczonych hokeistów w obronie ma jednak Detroit. A wiadomo, że akurat w obronie liczy się „experience”. Ekipa Red Wings góruje przede wszystkim ogromnym doświadczeniem, a wiadomo że to jest bezcenne w takich meczach jak za chwilę będą rozgrywane. Brian Rafalski to kolejny mega gwiazdor w obronie. Do tego SA jeszcze Niklas Kronwall, Brad Stuart, Ruslan Salei, Jonathan Ericsson. Po stronie Phoenix wyzdrowiał Ed Jovanovski, co jest dużym wzmocnieniem przed playoffs. Poza tym są jeszcze Adrian Aucoin, Michal Rozsival, Rostislav Klesla. Żaden z tych zawodników nie wygrał Pucharu Stanleya, a w Detroit sam Lidstrom ma 4 tytuły na koncie, Rafalski 3 razy wygrywał Puchar Stanleya, Kronwall i Stuart po razie. Takie doświadczenie w meczach o absolutnie najwyższą stawkę to atut ekipy z Detroit. Gra Detroit w obronie opiera się na czwórce Lidstrom, Stuart, Rafalski, Kronwall. Lisdtrom i Rafalski należą do najlepszych obrońców jeśli chodzi o wyprowadzanie krążka z własnej tercji obronnej, potrafią w kapitalny sposób rozpocząć atak drużyny. Po stronie Phoenix o sile tej formacji decydują Yandle, Jovanovski, Rozsival i Aucoin. Oczywiście grę opartą na skutecznej obronie bardziej preferuje Phoenix i to ma być ich sposób na Detroit. Ale przeciwko grupie fantastycznych kreatywnych zawodników sama obrona to może być jednak za mało. Tym bardziej, że Phoenix w tym sezonie jest mimo wszystko nieco słabsze niż w poprzednim. Ofence: Potencjał ekipy Detroit jest zdecydowanie większy niż Phoenix. Tacy zawodnicy jak Henrik Zetterberg, Pavel Datsyuk, Johan Franzen, Todd Bertuzzi, Danny Cleary, Mike Modano, Tomas Holmstrom, Valteri Filpulla tworza potęgę tej formacji. A są jeszcze Jiri Hudler, Kris Draper, Daren Helm, Justin Abdelkader czy Drew Miller. To tylko obrazuje jaka jest siła Red Wings w przedniej formacji. Przy takim zestawieniu ofensywa Coyotes wygląda bladziutko. Prym wiodą Shane Doan, Ray Whitney, Radim Vrbata, Lee Stempniak i Lauri Korpikoski. Są to zawodnicy dobrzy, ale nie bardzo dobrzy. Ich doświadczenie tez jest nieporównywalne z zawodnikami Detroit. Tylko Ray Whitney wygrał Puchar Stanleya. W Detroit takich graczy w ofensywie jest jedenastu! Dobrą wiadomością dla Phoenix jest to , że w pierwszym meczu z powodu kontuzji nie zagra Henrik Zetterberg, który tworzy pierwszą linię ataku z Datsyukiem i Franzenem. Ale Henrik potem wróci i będzie jeszcze trudniej. Naprawdę wszystkie 4 linie Detroit są bardzo produktywne i zawodnicy Phoenix nie będą mogli tracić koncentracji nawet na sekundę. To samo jest w powerplayu. Tak jak pisałem wcześniej aż 14 graczy strzelało bramki dla Detroit podczas przewag. Jeśli tylko Detroit będzie wygrywać wznowienia i trzymać krążek w przez większość czasu to Phoenix będzie miało problem. Phoenix jest bardziej nastawione na szybkie wyjścia z własnej tercji , na kontrataki. Detroit woli dłużej operować krążkiem, spokojnie zdobywać teren, gracze są niezwykle kreatywni, przez wiele lat wspólnej gry wypracowali niesamowity poziom zgrania. Ta formacja zdecydowanie na korzyść Detroit. Key players: Może to wydaje się monotematyczne i prozaiczne, ale po raz kolejny muszę wskazać tutaj na bramkarza Phoenix. Ale to są playoffy i tutaj goaltending jest bardzo ważny. Jak się gra przeciwko takiej sile ofensywnej to bramkarz musi być najwyższych lotów. Bryzgalov to elita NHL, tylko tak się zastanawiam Ilya nie będzie za bardzo zmęczony. Bronił w 38 z 41 spotkań w drugiej części sezonu, w 19 z ostatnich 20. Przez to Phoenix do końca musiało walczyć o Postseason Bryzgalov nie mógł dostać za dużo wolnego. To może się odbić w tej rywalizacji. Według mnie bardzo dużo będzie zależało od samych obrońców, którzy będą musieli ograniczyć ilość strzałów oddawanych przez Detroit. Będą musieli spróbować agresywnie zaatakować już w tercji Detroit, aby ograniczyć możliwość spokojnego wyprowadzenia krążka. Natomiast Doan, Yandle, Whitney i Vrbata będą musieli się postarać, aby strzelić co najmniej 2-3 gole na spotkanie, wtedy będzie szansa. Liczenie na to, że Ilya wybroni tą rywalizację według mnie zakończy się porażką. Po stronie Detroit oczywiście kluczowymi zawodnikami jest pierwsza linia ofensywna Zetterberg-Datsyuk-Franzen oraz Lidstrom w obronie. Nawet Howard nie musi bronić kapitalnie, bo jeśli oni będą funkcjonować w ofensywie tak jak powinni to sami zapewnią awans do kolejnej rundy. Klucz do sukcesu Detroit to także utrzymanie poziomu powerplay, ale oto jestem spokojny. Mając tak ogromny potencjał w tej formacji, chyba nawet większy niż San Jose Sharks, będą trafiać w przewagach. Phoenix jeśli chce nawiązać walkę musi po prostu ograniczyć straty do minimum. W innym wypadku, przy ich grze w PK, będzie kiepsko. Historia spotkań: W zeszłym sezonie na 7 spotkań jakie rozegrali w playoff 5 wygrała drużyna grająca na wyjeździe. Phoenix mimo iż wtedy miało przewagę własnego lodu to wygrało u siebie tylko pierwszy mecz, potem ponosiło klęski 4-7, 1-4 i w decydującym meczu 1-6. Detroit u siebie wygrało raz 3-0, a dwa mecze przegrali 2-4 i 2-5. Ogólnie w 10 ostatnich bezpośrednich meczach 7 razy wygrywali goście. Patrząc od tej strony przewaga lodu Detroit nie musi być atutem. Najlepszymi w bezpośrednich meczach po stronie Detroit byli Lidstrom i Franzen, po stronie Phoenix Whitney, Korpikoski, Hanzal i Yandle. Detroit ogólnie lepiej w tym sezonie prezentowało się na wyjazdach. Braki kadrowe: Phoenix przystępuje do tej rywalizacji absolutnie w pełnym składzie. Nikt nie ma problemów zdrowotnych, wszyscy są gotowi do kolejnego starcia z Czerwonymi Skrzydłami. Po stronie Detroit sytuacja też jest w miarę komfortowa. Grać nie może Chris Osgood, który byłby backupem i na pewno ewentualnie dałby drużynie więcej niż MacDonald. Jednak nikt nie zakłada, że Howard będzie grał słabo i będzie potrzeba ratowani się którymś z rezerwowych. W pierwszym meczu nie zagra Henrik Zetterberg, co już jest dużym osłabieniem. Indywidualnie najlepszy zawodnik ofensywny drużyny Red Wings, najlepiej punktujący, nieoceniony w powerplayu, potrafiący sam wykańczać akcje jak i w kapitalny sposób stwarzać je kolegom. Będzie to duże osłabienie, ale to tylko jeden mecz. Mając taki potencjał w jednym meczu dadzą rade i bez niego. Poza tym grać nie może Thomas McColhum, czyli jeden z rezerwowych bramkarzy. Problemy zdrowotne miał też Niklas Kronwall, ale z pewnością będzie gotowy na mecz nr 1 z Phoenix. Przewidywania: W mojej subiektywnej ocenie skłaniam się ku Detroit Red Wings w 6 meczach. Gdyby zdarzyło się tak, że to Phoenix pójdzie dalej to raczej Detroit tą rywalizację bardziej przegra niż Phoenix wygra. Według mnie tylko jeśli gracze Detroit poczują się zbyt pewnie i pomyślą o kolejnych meczach to mogą mieć kłopoty. W innym wypadku powinni przejść Coyotes. Phoenix to nie jest tak mocna ekipa jak w zeszłym roku, Detroit nic nie straciło od poprzedniego sezonu. Tacy zawodnicy jak Franzen czy Lidstrom grają nawet lepiej, dodatkowo jeszcze zwiększyły się możliwości rotacji w ofensywie. Porównując wszystkie atuty obu zespołów to Detroit ma zdecydowanie większą przewagę w ofensywie niż Phoenix w bramce. Obrona Coyotes nie jest aż tak niesamowita, żeby zatrzymać Detroit, gdzie gra nie opiera się na dwóch czy trzech graczach. Nic nie wskazuje też na to, aby nagle Detroit miało zapomnieć jak się strzela gole w PP, co niewątpliwe byłoby szansą dla Coyotes. Jeśli utrzymają poziom z przodu to nawet Howard nie musi rozegrać jakiejś super rywalizacji, a i tak awansują. Moim zdaniem 4-2 dla Red Wings. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość Brzuszek Napisano 13 Kwiecień 2011 Zgłoszenie Podziel się Napisano 13 Kwiecień 2011 (#4) vs. (#5) Wielu twierdzi, że przeciwieństwa się przyciągają i to bardzo często. Obserwując pary playoffs NHL można zdecydowanie stwierdzić, że takie zdarzenie też miało miejsce. Rywalizacja Anaheim vs. Nashville to będzie konfrontacja błyskotliwej i dynamicznej ofensywy z rzetelną i skuteczną defensywą. To będzie rywalizacja dwóch wielkich zawodników. Z jednej strony jest Corey Perry, najlepszy strzelec sezonu zasadniczego i główny kandydat do tytułu MVP dla najlepszego zawodnika sezonu regularnego. Z drugiej strony fantastyczny bramkarz Pekka Rinne, który pod względem średniej puszczonych goli i procent obron ustąpił tylko Timowi Thomasowi. Któryś z tej dwójki, czyli Rinne lub Thomas zgarnie Vezina Trophy, czyli nagrodę dla najlepszego goalie sezonu regularnego. Który lider wyjdzie z tej walki zwycięsko i poprowadzi swój team do drugiej rundy playoffs? Regular season: Anaheim podgoniło playoffs w drugiej częściej sezonu. Otwarcie mieli przeciętne, ponieważ w pierwszych 15 meczach mieli bilans 7-7-1. Półmetek rozgrywek zakończyli z rezultatem 21-17-3. Tempo zwiększyli jednak dopiero w drugiej części Regular season, kiedy to zanotowali bilans 26-13-2 i ostatecznie wylądowali na 4. miejscu w Konferencji Zachodniej. Gwiazdą numer 1 był oczywiście Corey Perry, który strzelił 50 bramek i dołożył 48 asyst. W ogóle Anaheim opierało swoją grę na ofensywie i pierwszych dwóch liniach. Trio Perry-Getzlaf-Ryan to na pewno jedno z najlepszych w lidze. Kolejny kapitalny sezon rozegrał też Teemu Selanne. Fin po poprzednim sezonie miał zakończyć karierę, ale podobnie jak Lidstrom dał się namówić na kolejny rok w Anaheim i udowodnił, że jest genialnym hokeistą. Grając w drugiej linii zdobył 31 bramek i dołożył 49 asyst. Strzelił najwięcej goli w powerplayu (16) spośród wszystkich graczy Anaheim i był to trzecie rezultat w lidze. Jego partnerami byli Saku Koivu i Jason Blake. Gra Anaheim opiera się właśnie na dyspozycji tych dwóch linii ofensywnych wspomaganych przez ofensywnych obrońców jak Lubomir Visnovsky, który był najlepiej punktującym obrońca sezonu z 18 golami i 50 asystami, czy Cam Fowler, który sezon zakończył z 10 golami i 30 asystami. Bardzo udany sezon zaliczył też Toni Lodman, który miał rezultat plus/minus na poziomie +32, co było drugim wynikiem w lidze. Nashville z kolei to ekipa zdecydowanie lepsza niż w poprzednim sezonie. Udział w playoffs zawdzięcza fantastycznemu goaltendingowi i świetnej obronie dowodzonej przez graczy występujących już w Predators 5-6 sezonów i którzy zgrali się niesamowicie. Nashville rozpoczęło sezon od bilansu 7-5-3 w pierwszych 15 meczach, półmetek sezonu zamknęli wynikiem 22-13-6. W drugiej części Regular season zanotowali rezultat 22-14-5 i to wystarczyło do zajęcia 5. miejsca na Zachodzie. Warto dodać, że przez 1/5 sezonu kontuzjowani byli dwaj kluczowi gracze ofensywy Nashville, Martin Erat i David Legwand. Nie przeszkodziło to Eratowi w zostaniu najlepiej punktującym graczem Predators z 17 golami i 33 asystami. Dobry sezon zaliczyli też Kostitsyn z 23 golami i 27 asystami i Weber, który zdobył 16 bramek i dołożył 32 asysty. Świetnym ruchem okazało się sprowadzenie Mike’a Fishera z Ottawy, dzięki któremu znacznie odżył Patrick Hornqvist. Teraz linia Fisher-Hornqvist-Kostitsyn to naprawdę bardzo mocna broń Nashville. Goalies: Zdecydowanie na korzyść Nashville. Pekka Rinne to w tej chwili ścisła czołowka NHL. Sezon regularny zakończył ze statsami na poziomie 2.12 GAA i 0.930 SV i to był drugi wynik ligi. Jeśli tylko jest zdrowy to Nashville jest bardzo groźne. Do tego Predators mają bardzo dobrego zmiennika w osobie Andreasa Lindbacka, który sezon regularny zakończył ze statsami 2.60 GAA i 0.915 SV. Ta dwójka to bardzo duży atut Nashville w tej rywalizacji. Po drugiej stronie obsada bramki to w tej chwili największy problem. Po bardzo dobrym początku sezonu Jonas Hiller w drugiej jego części praktycznie pauzował z powodu kontuzji. Po koniec sezonu wrócił na chwile w jednym meczu, ale grał z nie wyleczoną kontuzją, wypadł bardzo słabo i znowu pauzuje. Nie zanosi się, aby był gotowy na starcie z Nashville, nie wiadomo jak będzie w kolejnych meczach tej rywalizacji. Ogólnie Hiller zakończył sezon z wynikiem 2.56 GAA i 0.924 SV. Co gorsze w decydującym tygodniu rywalizacji kontuzji doznał także Ray Emery, który miał świetne otwarcie po przyjściu do Anaheim i ze statsami 2.28 GAA i 0.926 SV był mocnym punktem drużyny. To sprawia, że w bramce może stanąć Dan Ellis, a wtedy nie będzie wesoło, bo on na pewno nie gwarantuje odpowiedniego poziomu. Potwierdzają to statsy na poziomie 2.77 GAA i 0.898 SV. Porównując jednak stan posiadania przez oba zespoły w tej formacji to nawet, gdy zdrowi SA Hiller i Emery wyżej oceniam parę Rinne-Lindback. Defence: Tutaj formacja także na korzyść Predators. Za grę obronna tej ekipy odpowiadają zawodnicy, którzy grają już dosyć długo ze sobą, czyli Shea Weber, Ryan Suter i Kevin Klein oraz młodzi, którzy bardzo szybko przystosowali się do gry Nashville, czyli Jonathan Blum i Cody Fransom. Weber to oczywiście jeden z najlepszych obrońców ligi, absolutny top. Złoty medalista IO w Vancouver, rozegrał tam wszystkie 7 spotkań strzelając 2 gole i dokładając 4 asysty. Daje tej drużynie bardzo dużo w obronie jak i w ofensywie podczas powerplayu szczególnie. Absolutny lider tej formacji. Na grze w parze z Weberem niesamowicie korzysta Ryan Suter, który pod okiem genialnego kolegi zrobił olbrzymie postępy i stał się podstawowym obrońca kadry USA. Nie jest tak błyskotliwy z przodu jak Weber, ale strzelił 4 gole i zaliczył aż 35 asyst, co jest bardzo dobrym wkładem w grę ofensywną zespołu. Fransom i Blum to kolejna para obrońców, która skupia się przede wszystkim na obronie własnej bramki i wywiązują się z tego zadania bardzo dobrze. Kevin Klein to z kolei lider jeśli chodzi o blokowanie strzałów przeciwników, co czyni z dużym poświęceniem. Ta formacja bardzo dobrze gra w osłabieniu, gdy przeciwnik już wiedzie do ich tercji to stoją bardzo blisko siebie, zbierają dużo strzałów na blok, maja ogólnie piąty PK w lidze. Po stronie Anaheim już nie jest tak wesoło, jeśli chodzi o obronę. Visnovski i Fowler to świetni ofensywni obrońcy, ale wiadomo, że coś kosztem czegoś się odbywa. Do tego za te formacje odpowiadają Lydman i Francis Beauchemin. I w zasadzie tylko ta czwórka decyduje o wszystkim. Nashville ma po prostu lepszych obrońców, z większym talentem do gry obronnej i nie ma co ukrywać, że dysponuje piątką świetnych obrońców. Wielu fachowców twierdzi także, że wielki wzmocnieniem może się okazać ściągnięcie Ryana Ellisa, który w tej chwili gra w juniorskiej drużynie Windsor w OHL, ale jeśli odpadną z rozgrywek to może wzmocnić Predators. A ten młodziak w pierwszym sezonie w lidze juniorskiej jako obrońca zdobył 100 punktów. Formacja zdecydowanie na korzyść Nashville. Ofence: Tutaj z kolei absolutna przewaga Ducks. Pierwsza linia Perry-Getzlaf-Ryan być może jest najmocniejsza w całej lidze w tej chwili. Getzlaf świetnie kreuje okazje dla swoich partnerów co widać po ich osiągach, Perry zdobył 50 goli, a Ryan 34. Do tego bardzo mocna druga linia Koivu-Selanne-Blake. W zasadzie na tym koniec jeśli chodzi o zdobywanie bramek, ponieważ dwie pozostałe linie mają zupełnie inne zadanie. Mają oni „zmiękczać” rywala i uprzykrzać mu grę. Odpowiedzialnie za to są Todd Marchant, Brandon Mcmillan, George Parros czy Jarkko Ruutu. Należy po raz kolejny podkreśli ofensywny wkład obrońców, czyli Visnovski’ego i Fowlera. Jeśli Anaheim chce przejść Nashville to pierwsza linia ataku i obrońców musi mocno punktować. Ducks oczywiście grają kapitalnie w PP, gdzie wyróżniają się przede wszystkim Perry i Selanne. Ofensywa Nashville na pewno nie jest tak produktywna i kreatywna jak ich vis-a-vis, ale mimo wszystko są tam gracze potrafiący strzelać gole. Aż 6 z nich zakończyło sezon mając co najmniej 16 bramek na koncie. Pierwsze dwie linie to gracze bardzo solidni, ale bez takiego błysku jaki posiadają Perry czy Getzlaf. Do tego Nashville jest najgorzej grającą w PP drużyną spośród wszystkich przystępujących do playoffs. Gra ofensywna Nashville zależy jednak od piątki Erat, Legwand, Fisher, Kostitsyn i Hornqvist. Oczywiście robi co może też Shea Weber, który jest świetnym blue-linerem. Formacja jednak zdecydowanie na korzyść Ducks. Key players: Po stronie Anaheim niesamowicie dużo zależy od dwójki Corey Perry i Teemu Selanne. Anaheim nie ma co liczyć na skuteczną defensywę, czy ratowanie skóry w wykonaniu zdrowego Hillera, jeśli ten w ogóle zagra w jakimś meczu. Muszą zdominować mecze swoją ofensywą i strzelać gole, inaczej nie dadzą rady. Perry i Selanne to liderzy tej ekipy. Musza utrzymać poziom gry zarówno przy rywalizacji 5 na 5, a w szczególności 5 na 4. Właśnie wykorzystywanie PP może być kluczem do sukcesu dla Ducks. Po stronie Nashville oczywiście Pekka Rinne. Tak długo jak Rinne będzie w tak fantastycznej dyspozycji, tak długo Nashville będzie się liczyło w playoffach. Rok temu był genialny Jaroslav Halak, teraz może być genialny Pekka Rinne, naprawdę stać go na to i on to potwierdza swoimi występami. Historia spotkań: W tym sezonie 3-1 dla Nashville. Fantastycznie w spotkaniach między tymi ekipami grał Pekka Rinne, który zanotował 2.21 GAA i .0.945 SV, co jest kapitalnym osiągnięciem. Dla porównania Hiller miał save na poziomie 0.875 SV. Nashville wygrywało swoje mecze bardzo pewnie, dwa razy po 4-1 i raz 5-4, Anaheim wygrało raz 5-4. Po stronie Predators najlepiej punktującym zawodnikiem okazał się Hornqvist, który zaliczył 7 punktów. On i Kostitsyn zaliczyli po 3 gole, a Hornqvist przewodził w asystach (4). Po stronie Anaheim najlepszy był Selanne z 6 punktami. Selanne, Getzlaf i Ryan zaliczyli po 3 asysty. Koivu miał 4 bramki w meczach z Nashville. Zawiódł natomiast Corey Perry, który w pierwszych 3 meczach przeciwko Nashville zaliczył tyko 1 asystę, dopiero w ostatnio strzelił 2 gole i miał asystę. W playoffach taki stan rzeczy nie może się utrzymać, jeśli Ducks chcą awansować. Na korzyść Nashville przemawia też fakt, że w 3 meczach, w których bronił Rinne, 3 razy wygrywali Predators. W jedynym meczu, który wygrało Anaheim po stronie Predators bronił Lindback. Rinne dał popis swoich umiejętności zwłaszcza w meczu numer 3 rozgrywanym w Anaheim, kiedy obronił 40 z 41 strzałów. Niby statystyki mówią, że w spotkaniach tych drużyn faworyt wygrywał w 16 z 21 ostatnich spotkań, home team w 15 z 21 ostatnich, a Predators przegrali 18 z 24 ostatnich gier w Anaheim. Należy jednak pamiętać, że Anaheim jest raczej słabszym zespołem w stosunku do tego, który w 2007 roku wygrywał Puchar Stanleya, natomiast Predators znacznie poprawili swój poziom i SA lepsza ekipą. Potwierdza to najświeższa statystyka, czyli fakt, że Nashville wygrał 4 z 5 ostatnich gier z Anaheim. Braki kadrowe: Po stronie Anaheim oczywiście chodzi o bramkarzy. Hiller praktycznie stracił drugą cześć sezonu i nadal nie jest w pełni sil. Zabraknie go w pierwszym meczu i nie wiadomo, czy w ogóle zagra w tej rywalizacji. Ray Emery także ma problemy zdrowotne, ale on być może wykuruje się na pierwszy mecz z Predators. Oprócz tego tylko Jason Jaffray jest kontuzjowany. Po stronie Nashville także są problemy z kontuzjami. Nie zagra Francis Boullion, Marcel Goc i Matthew Lombardi, który na pewno by się przydał w ofensywie. Nie wiadomo czy zagra Cal O’Reilly. Problemy zdrowotne miał też Martin Erat, ale będzie gotowy na starcie numer 1 między tymi drużynami. Przewidywania: Według mnie skuteczna defensywa Nashville będzie górować na ofensywą Anaheim. Ducks to ekipa, która jest trzecia jeśli chodzi o ilość łapanych kar minutowych, a to nie wróży dobrze w tej rywalizacji. Jeśli Anaheim chce wygrać to nie może pozwolić, aby to Nashville otwierało wynik spotkań. Nashville czuje się najlepiej kiedy broni wyniku, wtedy mogą skupić się na tym co najlepiej potrafią, czyli obronie i skutecznych szybkich kontrach. Skupiają się wtedy na destabilizowaniu gry ofensywnej przeciwnika, uprzykrzają mu zadanie jak tylko mogą. Dlatego Anaheim musi być skoncentrowane od pierwszych sekund. Nashville obejmowało prowadzenie we wszystkich 3 meczach z Anaheim, które wygrało. Natomiast w spotkaniu, które wygrało Anaheim to Ducks objęli prowadzenie. Odrabianie strat przeciwko tak grającej w obronie drużynie kosztuje bardzo dużo sił i nawet jeśli to się uda, to w dalszej części spotkania może być znowu nie wesoło. Jeśli w bramce Anaheim wyjdzie Ellis to będzie kolejny argument przemawiający za Nashville. Jeśli Ducks nadal będą łapać tyle kar minutowych to wtedy rzadziej będą mieli okazje to PP, a to może być ich najgroźniejsza broń w tej rywalizacji. Za Anaheim przemawia doświadczenie, ponieważ 7 zawodników tej ekipy zdobywało już Puchar Stanleya. W szeregach Nashville nie ma ani jednego takiego gracza, a sam zespół Predators jeszcze nigdy nie przeszedł pierwszej rundy playoffs. Nie będzie to jednak miało chyba aż tak dużego znaczenia, ponieważ jak już wspomniałem, Nashville bardzo się zmieniło. W mojej ocenie z pojedynku Perry vs. Rinne po raz kolejny zwycięsko wyjdzie bramkarz Predators i poprowadzi swoją drużynę do kolejnej rundy. Stawiam na 4-2 dla Predators. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość Brzuszek Napisano 19 Kwiecień 2011 Zgłoszenie Podziel się Napisano 19 Kwiecień 2011 Game # 4 20.04.2011 g. 2:00vs. Chicago ML @ 2,10 Chicago over 2.5 @ 1,90Chicago over 31.5 shots @ 1,85Chicago -2.5 shots @ 1,90 Obrońcy Pucharu Stanleya mają za sobą żenujący sezon i teraz mogą w żenującym stylu pożegnać się z tegorocznymi play-offami przegrywając 0-4. Grają co prawda z najlepszą drużyną sezonu regularnego, ale od początku twierdziłem, że nie ma aż takiej przepaści między tymi ekipami na tę chwilę i po trzech meczach nadal tak uważam. Chicago gra z meczu na mecz co raz lepiej , co jednak nie wystarczyło do tej pory na doprowadzenie choćby do dogrywki w jakimś meczu, nie mówiąc już o wygranej. Pierwszy mecz na terenie Vancouver oddali kompletnie bez walki, w grze brakowało agresywności i zaciętości. W dwóch kolejnych meczach było już zdecydowanie lepiej, a w meczu nr 3 rozgrywanym w Chicago, Blackhawks wreszcie odblokowali się jeśli chodzi o powerplay. Oglądając wywiady z zawodnikami Chicago widać, że nie są to gracze pogodzeni z odpadnięciem z rywalizacji, którzy nie mają już ambicji. Są to gracze ekstremalnie wściekli, którzy nie myślą na razie o stanie rywalizacji, tylko koncentrują się na najbliższym meczu u siebie i to chyba jest najlepsze w tej sytuacji podejście. Nie ma ejdnak mowy o tym, żeby przestali wierzyć i oddali rywalizację bez walki w stosunku 0-4. Tacy gracze jak Kane, Toews, Seabrook, Keith czy Sharp to nie są wypaleni gwiazdorzy, tylko gracze, którzy weszli na hokejowy szczyt i chcą tam pozostać, nadal mają niebywałą chęć odnoszenia największych sukcesów. Dzisiaj mają mozliwość godnego zagrania w swojej hali i pokazania swoim kibicom, że jednak potrafią. Kibice w hali United Center też różnie zachowywali się w tym sezonie, często brakowało wsparcia z ich strony. Na pewno byli sfrustrowani tym, że ich ulubieńcy po cudownym sezonie, obecnie nie dają rady i już "fuksem" weszli do drugiej fazy rozgrywek. Myślę jednak, że dzisiaj będzie inaczej, w końcu to play-off. Vancouver swoje na wyjeździe już zrobiło, czyli wygrali jeden mecz. Myślę, że dzisiaj nie będą aż tak zdeterminowani. Sami w wywiadach podkreślają, e teraz krążek jest po stronie Chicago i będą czekać to gracze Blackhawks zaproponują w tej rywalizacji. Do składu Chicago powraca Bickell, ale przede wszystkim Dave Bolland, który na pewno w ofensywie będzie dużym wzmocnieniem. Nie wiadomo natomiast czy zagra Tomas Kopecky, który odniósł kontuzję w meczu nr 1. W jego przypadku myślę, że zapadnie game-time decision. Z kolei jesli chodzi o podstawowego obrońcę Brenta Seabrook'a, to powinien zagrać. Brent został brutalnie zaatakowany przez Raffi Torresa (ku zaskoczeniu nie dostał dyskwalifikacji) w meczu nr 3, ale powinien być "in the line-up". Chicago na pewno zrobi dzisiaj wszystko, aby odnieść chociaż pojedyncze zwycięstwo w tej rywalziacji, aby coś sobie udowodnić, aby godnie pożegnać się z kibicami w tym sezonie. A jeśli dzisiaj się to uda, to wtedy będą myśleć o kolejnym spotkaniu z Canucks na ich terenie. Według mnie zakłady indywidualne na Chicago, jak i ich "win" w meczu warte grania. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość Brzuszek Napisano 20 Kwiecień 2011 Zgłoszenie Podziel się Napisano 20 Kwiecień 2011 Game # 4 20.04.2011 g. 2:00Chicago Blackhawks vs. Vancouver Canucks Chicago ML @ 2,10 (7-2)Chicago over 2.5 @ 1,90 (7-2)Chicago over 31.5 shots @ 1,85 (35-23)Chicago -2.5 shots @ 1,90 (35-23) Zwycięstwa Blackhawks w takich rozmiarach to się nie spodziewałem. Jeśli to miała być forma pożegnania się z kibicami w tym sezonie to wyszło idealnie. Już podczas 1. tercji było widać, że gospodarze to zupełnie inna drużyna. Zresetowali pamięć po trzech wcześniejszych porażkach i chcieli zdominować ekipą Canucks pod każdym względem, sportowym, fizycznym, psychicznym. I w każdym aspekcie im się to udało. Cztery razy "misconduct" w 3. tercji dla graczy Vancouver świadczy o tym, że z tak wysoka porażka nie potrafili się pogodzić. Graczami meczu, dla mnie, zdecydowanie Dave Bolland i Duncan Keith. Widać było jak ważnym graczem ofensywnym i jak bardzo "głodny gry" jest Dave Bolland. Wrócił w wielkim stylu po kontuzji. Zdecydowanie najbardziej aktywny w ekipie Chicago. W całym spotkaniu zdobył bramkę i dołożył trzy asysty, w tym według mnie przy tym najważniejszym golu nr 1. Natomiast Duncan grał świetny mecz w obronie, niesamowicie twardo. Zwłaszcza po nim było widać, jak bardzo wkurzeni są gracze Blackhawks z takiego obrotu sprawy w tegorocznych play-off. Starał się wbijać w bandę każdego gracza Canucks przy nadarzającej się okazji. Dla Chicago bardzo ważne było to, że objęli prowadzenie. Stracili je co prawda podczas przewagi dla Vancouver, ale już wiedzieli, że rywal jest do ugryzienia. Mimo iż to Vancouver było częściej przy krążku to Chicago świetnie kontratakowało i stwarzało zdecydowanie więcej zagrożenia pod bramką Luongo. Teraz rywalizacja wraca do Vancouver na mecz nr 5. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość Brzuszek Napisano 20 Kwiecień 2011 Zgłoszenie Podziel się Napisano 20 Kwiecień 2011 Game # 4 21.04.2011 g. 2:30Nashville Predators - Anaheim Ducks Typ: Nashville over 2.5 / 1,72 / Betsafe Nashville prowadzi w tej rywalizacji 2-1 i stoi przed szansą znacznego zbliżenia się do kolejnej rundy play-off. Na tę chwilę są, według mnie, lepszym zespołem niż Ducks. Przede wszystkim udało im się zatrzymać ofensywę Anaheim. W sezonie regulanrym w bezpośrednich meczach Anaheim oddawało 37, 38, 38 i 41 strzałów. Teraz Nashville 2-krotnie przytrzymało ich na wyjeździe na 28 strzałach, a w meczu numer 3 pozwolili im tylko na 16 strzałów. To naprawdę ogromne osiągnięcie i duża przewaga dla Nashville. Tym bardziej, że u nich ofensywa funkcjonuje bardzo dobrze. Radza sobie w powerplayu, co było dużym zmartwieniem przed play-off. W trzech pierwszych meczach w PP wykorzystali 4 okazje na 15. Anaheim znowu łapie więcej kar niz rywale, co ogranicza znacznie ich szanse na wygraną. Dzisiaj zawieszony jest Ryan, czyli gracz pierwszej linni ataku, który w wygranym meczu nr 2 przez Anaheim strzelił 2 gole. Aktualnie ciężar gry wzięli na siebie Perry i Selanne, ale z taką obrona Ducks nie ogarną tematu. Po stronie Nashville Rinne wcale nie rozgrywa rewelacji, dlatego Ducks utrzymują się na styku. Nashville zaskakuje jednak z przodu. Fisher potwierdza, że ściągnięcie go było kapitalnym trade'm. Linia z nim, Kostitsynem i Horniqvistem funkcjonuje jak należy. W ofensywie kapitalnie gra para najlepszych defensorów, Weber i Suter. Rozkręcił się Erat, a i Legwand zaczyna łapać rytm. Emery nie daje drużynie Ducks odpowiedniej jakości i dzisiaj tez raczej szału nie zrobi. Nashville u siebie jest bardzo mocne, niezwykle skuteczne. Underowe spotkanie powinno paść łupem Nashville. Anaheim musi wejść w over, jeśli chce wygrać. Moim zdaniem typ indywidualny na Nashville w tym spotkaniu jest dobrym rozwiązaniem. Patrząc na grę obronną Anaheim, częśtotliwość łapania przez nich kar i na pewno frustrację, że przegrywają z "underdogiem", Nashville powinno swoje strzelić. Mówiąc "swoje" mam na myśli te 3-4 gole, które jednocześnie powinny wystarczyć do trzeciego zwycięstwa. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość Brzuszek Napisano 21 Kwiecień 2011 Zgłoszenie Podziel się Napisano 21 Kwiecień 2011 Game # 4 21.04.2011 g. 2:30Nashville Predators - Anaheim Ducks Typ: Nashville over 2.5 / 1,72 / Betsafe (3-6) Meczu nie oglądałem, więc nie mogę nic powiedzieć na temat postawy obu drużyn. Patrząc na podstawie samych statystyk to Nashville zawiodło niesamowicie w 3 tercji. Gola na 3-4 stracili grając w liczebnej przewadze i pozwolili Anaheim na oddanie aż 38 strzałów, co wcześniej w play-off nie miało miejsca, skutecznie uniemożliwiali im kreowanie takiej liczby sytuacji strzeleckich. Anaheim objęło prowadzenie w meczu, co ma dla tej drużyny fundamentalne znaczenie w kontekście tej rywalizacji. Jeśli Predators będą "otwierać" wynik to Ducks będą mieli problemy z odrabianiem strat. Widać też, że nie jest to najlepsza rywalizacja, jeśli chodzi o bramkarza Predators. Wczoraj Pekka Rinne został zdjęty w 3. tercji kosztem Lindbacka, który obronił wszystkie 9 strzałów. Teraz Nashville straciło przewagę wypracowaną na wyjazdach i znowu w lepszej sytuacji są Ducks. Trzy gole Nashville jednak nie wystarczyły do wygranej, ale typ indywidualny na Predators wszedł na spokoju już w 2 tercji. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość Brzuszek Napisano 21 Kwiecień 2011 Zgłoszenie Podziel się Napisano 21 Kwiecień 2011 Game # 4 22.04.2011 g. 4:30Los Angeles Kings - San Jose Sharksvs. Typ: LA Kings over 2.5 / 1,90 / Betsafe (3-6) Mecz nr 3 to było niesamowite widowisko. LA Kings prowadzili na początku 2. tercji 4-0, a na 90 sekund przed końcem meczu 5-3, a mimo to przegrali 5-6 w dogrywce. Teraz pytanie brzmi jak zareagują? Czy będą rozpamiętywać porażkę w takich okolicznościach, nie pozbierają się i "dostaną" także w meczu nr 4. Czy też będą niesamowicie zdeterminowani, wściekli i będą chcieli zdemolować rywala. LA Kings całkiem nieźle radzi sobie w ofensywie, mimo nieobecności lidera Anze Kopitara. SJ jest cześciej przy krążku, ale LA jest świetne na kontrach. Naprawdę nieźle radzą sobie w PP w tej rywalizacji, wykorzystali 3 z 13 okazji w przewadze. Dla porówniania San Jose wykorzystało tylko 1 z 10 okazji w powerplay. Właśnie świetny penalty-killing utrzymuje Kings w grze w każdym meczu. Kings strzelają "swoje" w każdym spotkaniu, ponieważ na razie zawodzi Antti Niemi, który miał być postacią równie znaczącą, jak w zeszły sezonie w Chicago. Do tej pory jednak broni poniżej oczekiwań i w meczu nr 3 został nawet zmieniony przez Niittymakiego. LA nie oddają dużej ilości strzałów, ale są nad wyraz skuteczni, bardzo dobrze konstruują kontry po przechwytach, a San Jose to nie jest potęga w obronie. Bardzo dużo do ofensywy wnosi podstawowa dwójka obrońców, czyli Willie Mitchell i przede wszystkim Drew Doughty, który gra kapitalnie. Oni właśnie potrafią świetnie rozpocząć kontrę swojego zespołu, a Doughty praktycznie w pojedynkę wygrałmecz nr 2 (2 gole i 2 asysty, Kings wygrali 4-0). Zawodzi na całego druga linia ofensywna Penner-Handzus-Brown, którzy mieli wziąć na swoje barki ciężar gry ofensywnej, gdy kontuzjowany jest Anze. Na razie jednak dosyć konkretnie zawodzą, mają przebłyski, ale generalnie grają "piach". W ich miejsce jednak świetnie wskoczyła trzecia linia ofensywna Clifford-Richardson-Simmonds i to jest naprawdę mocna strona Kings. Nadspodziewanie dobrze po kontuzji radzi sobie także Justin Williams i musi kontynuować taką grę, ponieważ chcąc nie chcąc to on teraz jest liderem drużyny. San Jose oddaje ogromną ilość strzałów, jest bardzo mocne w ofensywie, ale odbywa się to kosztem obrony, tam mają zdecydowanie braki i to jest szansa dla LA. Doughty, Williams, Smtyh, Clifford, Johnson powinni dać radę strzelić 3 gole przy takiej postawie Sharks. LA u siebie jest naprawdę mocnym zespołem. Typ indywidualny na LA według mnie jest dobrym rozwiązaniem, ponieważ ich ewentualna wygrana bardzo zależy od postawy Jonathana Quicka i postawy Sharks w powerplay. Jak dla mnie, over 2.5 na Kings po dobrym kursie wart grania. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość Brzuszek Napisano 24 Kwiecień 2011 Zgłoszenie Podziel się Napisano 24 Kwiecień 2011 Game # 6 25.04.2011 g. 00:05Nashville Predators - Anaheim Ducks Typ: Anaheim over 2.5 / 1,87 / tobet (4-2) Nashville stoi dzisiaj przed szansą historycznego awansu do drugiej rundy play-off. Do tej pory temu zespołowi nigdy nie udała się ta sztuka. Teraz mają 3-2 w rywalizacji z Anaheim i szóśty mecz u siebie, czyli okoliczności są sprzyjające. Typowałem wygraną 4-2 w tej rywalizacji właśnie ekipy Predators, więc wszystko toczy się zgodnie z planem. Dzisiaj jednak stawiam na kolejne overowe spotkanie, bo tylko takie może dac wyrównany mecz. Obroną, Anahem tego napewno nie wygra, poniewaz ich obrona jest beznadziejna. Muszą postawić zdecydowanie na ofensywę i o wiele więcej drużynie muszą dać przede wszystkim Corey Perry, ale i Ryan Getzlaf. W meczu nr 5 to własnie ta dwójka zawiodła najbardziej, ludzie od których wymaga się najwięcej, największe gwiazdy ekipy z Anaheim, byli kompletni bezproduktywni. Jeśli dzisiaj będzie podobnie to Anaheim znajdzie się poza playoff. Emery na bramce na pewno nie wygra tej rywalizacji dla Ducks, nadzieja w tym, że strzelą więcej niż przeciwnik. A jest na to szansa, ponieważ na razie jakoś nie może odnaleźć się Pekka Rinne, który broni zdecydowanie poniżej swoich możliwości. Został nominowany do Vezina Trophy razem z Thomasem i Luongo. Tylko w pierwszym spotkaniu tej serii pokazał klasę, w kolejnych spotkaniach był pod formą jak na niego. Jeśli Anaheim dzisiaj chce wygrać to musi wprowadzić spotkanie w over, na ewentualnym underze polegną. Jeśli będą gonić wynik od samego początku meczu to tez nie wróżę im sukcesu. Dzisiaj do gry po zawieszeniu wraca brutal z Anaheim, czyli Jarkko Ruutu, człowiek od czarnej roboty. Wyeliminował z rywalizacji Martina Erata za co został zawieszony na 1 spotkanie. Na pewno przyda się dzisiaj ekipie Ducks, aby robić to co umie najlepiej i w ten sposób ograniczać możliwości wyprowadzenia krążka przez Nashville. Przede wszystkim Anaheim musi grać spokojniej, mniej agresywnie, łapać mnie kar, jeśli te trzy warunki zostaną spełnione to mają szansę powalczyć. Jak dobrze zaczną w PP to jakoś to pójdzie dalej. Mimo wszystko potencjał w ofensywie mają bardzo duży, mimo iż liderzy nie grają tego co powinni. Perry szalał w sezonie regularnym, ale chwałę zdobywa się w takich meczach, a na razie Corey zagrał dobrze 1 mecz w tej rywalizacji, a to zdecydowanie za mało. Dzisiaj według mnie ogarną się w ofensywie i strzelą swoje 3 gole, ale czy to wystarczy do wygranej i meczu nr 7 trudno powiedzieć. Do tej pory w 5 rozegranych spotkaniach w tej rywalizacji drużyna grająca w danym meczu na wyjeździe zawsze strzelała co najmniej 3 gole, dzisiaj liczę na podtrzymanie tej passy. Perry, Getzlaf i Selanne musza dzisiaj pokazać, że zasługują na pozostanie w walce o Puchar Stanleya i zadać kłam teorii, że mecze w fazie playoff wygrywa się obroną. Osobiście jestem za ekipa Nashville i uważam, że dzisiaj awansują, ale po trudnym meczu wygranym w dogrywce 4-3. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość Brzuszek Napisano 25 Kwiecień 2011 Zgłoszenie Podziel się Napisano 25 Kwiecień 2011 Game # 6 26.04.2011 g. 4:05 Los Angeles Kings – San Jose Sharks Typ: over 5.0 / 1,80 / Bwin (3-4 OT)Typ: over 5.5 / 2,25 / tobet (3-4 OT)Typ: SJ ML / 1,75 / Bwin (3-4 OT)Typ: SJ over 2.5 / 1,80 / tobet (3-4 OT)Typ: R. Clowe strzeli gola / 3,10 / Doxxbet (Wellwood, Demers, Heatley, Thornton) San Jose w meczu nr 5 zawaliło szansę szybkiego wyeliminowania LA, po meczu było już w 1. Tercji, którą gospodarze przegrali 0-3, cały mecz skończył się wynikiem 1-3, a najlepszym zawodnikiem był Jonathan Quick, który obronił51 z 52 strzałów Rekinów. Na razie w tej rywalizacji ekipa grająca u siebie jakoś nie może dać rady. Tylko w pierwszym meczu serii San Jose wygrało u siebie 3-2 po dogrywce i to po wielkich męczarniach. Potem w kolejnych czterech meczach wygrywała drużyna grająca na wyjeździe. San Jose wygrało dwa mecze w LA (6-5 po dogrywce i 6-3), LA wygrało dwa mecze w San Jose (4-0 i 3-1). Gwiazdą pierwszej wielkości w wygranych przez LA meczach jest oczywiście Jonathan Quick, który w całej serii obronił 178 ze 194 strzałów, broni ze skutecznością 91.75%. O wiele lepiej spisuje się jednak w pojedynkach wyjazdowych, gdzie w trzech meczach obronił 127 ze 131 strzałów, co daje fantastyczną skuteczność 96.94%. Na swoim lodzie cała ekipa LA jest jakaś usztywniona, także Quick, który w dwóch meczach obronił tylko 51 z 63 strzałów, co daje skuteczność na poziomie 80.95%. Od niego zależy w zasadzie wszystko w tej rywalizacji, jeśli ma słabsze dni jak w spotkaniach u siebie, to Kings mają poważny problem. San Jose również o wiele lepiej czuje się na wyjazdach, u siebie chyba na razie po raz kolejny nie potrafią udźwignąć presji kibiców i zawodzą na całej linii. U siebie katastrofalnie grają w powerplayu (0/11), co przecież jest ich znakiem firmowym. Na wyjazdach jest z tym zdecydowane lepiej (2/8). Również Kings o wiele lepiej w PP radzą sobie na wyjazdach (3/10), u siebie natomiast kompletnie zawodzą w tym elemencie (0/8). Dzisiaj stawiam na to, że San Jose zakończy rywalizację i awansuje do półfinału na Zachodzie, gdzie już czeka Detroit Red Wings. Jeśli dzisiaj Rekiny nie dadzą sobie rady to w meczu nr 7 może ich spotkać naprawdę przykra niespodzianka. Bardzo dobrze spisuje się druga linia ofensywna Clowe-Couture-Heatley i to oni napędzają w dużej mierze ataki Sharks. W tej rywalizacji zdecydowanie przyćmili pierwsza linię ataku Marleau-Thornton-Setoguchi. Tymczasem gracze Kings chyba za bardzo skoncentrowali się na zajęciu się dwójką Marleau-Thornton, a kompletnie nie dają rady z dwójką Clowe-Couture, którzy naprawdę w tej rywalizacji grają bardzo dobrze. San Jose musi dzisiaj zdecydowanie przyłożyć się w ofensywie, poprawić skuteczność i wreszcie skoncentrować się w powerplayu, ponieważ w obronie mogą mieć problemy, a Niemi niestety im nie pomaga, nie jest to ten gracz co rok temu w Chicago, ale i linia defensywna Sharks jest słabsza niż zestawienie Blackhawks sprzed roku. Niemi w meczu nr 5 został zdjęty już w 1. Tercji, kiedy na 4 pierwsze strzały przepuścił trzy. Dzisiaj jednak znowu to on będzie starterem Sharks. Po raz kolejny jednak zapowiada się na starcie Skarks vs. Quick. Dzisiaj presja na pewno po stronie Kings. Kibice będą od nich wymagać wygrania meczu nr 6 i tym samym doprowadzenia do ostatecznego starcia w San Jose. San Jose jednak w tym sezonie zdecydowanie lepiej prezentuje się na wyjazdach i potwierdzają to w starciach z Kings. Liczę w końcu na Joe Thorntona, który na razie w tej rywalizacji niczym szczególnym się nie wyróżnia, a jest to przecież lider ekipy z San Jose. Gol i 2 asysty w 5 meczach to trochę mało jak na niego. Jednak tak jak mówiłem ciężar gry wzięli na siebie Clowe (4 gole i 3 asysty) i Couture (2 gole i 3 asysty). San Jose ma naprawdę bardzo wielu zawodników potrafiących przechylić szalę wygranej na korzyść ich zespołu. Świetnym tradem w trakcie sezonu okazał się Kyle Wellwood, który naprawdę dobrze współpracuje z Joe Pavelskim w trzeciej linii Sharks. Według mnie dzisiaj Sharks wygrają to spotkanie, patrząc na dotychczasową rywalizację tych ekip to powinni to zrobić w overowym spotkaniu. Wszystkie grane typy są oczywiście podporządkowane ekipie San Jose, więc gdyby San Jose przegrało to może być lipa. Sądzę jednak, że dzisiaj po raz kolejny na wyjeździe dadzą radę i naprawią to co zawalili w meczach u siebie. Typ Indywidualny postaiwłem oddać na Ryan'a Clowe, który naprawdę pokazuje klasę. Wszystkie swoje 4 gole strzelił w dwóch wyjazdowych spotkaniach i jest naprawdę ważnych ogniwem Sharks. Współpraca z Couturem i Heatleyem wygląda bardzo dobrze, a Ryan jest własnie bardziej od kończenia akcji i dlatego stawiam, że także w trzecim meczu na terenie Kings wpisze się na liste strzelców. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość Brzuszek Napisano 25 Kwiecień 2011 Zgłoszenie Podziel się Napisano 25 Kwiecień 2011 Game # 6 26.04.2011 g. 4:05Los Angeles Kings - San Jose Sharks Typ: Ryane Clowe (SJS) strzeli gola / 3,10 / Doxxbet (Wellwood, Demers, Heatley,Thornton) Jest to typ konkursowy, dlatego analizuję go jeszcze w oddzielnym poście . Jak już pisałem San Jose przez cały sezon jakoś lepiej prezentowało się na wyjazdach i potwierdzają to w serii przeciwko LA. Trudno powiedzieć czym to jest spowodowane. W szeregach Rekinów jest mnóstwo doświadczonych graczy, którzy w presja powinni sobie radzić bez najmniejszego problemu, ale po prostu jakoś łatwiej przychodziło im strzelanie bramek na wyjazdach. Dzisiaj powinni zdecydowanie poszukać zakończenia tej serii, żeby potem nie było kompromitacji w meczu nr 7 u siebie. Ja typuję dzisiaj spotkanie na over i według mnie Ryane Clowe znowu wpisze się na listę strzelców. Po 5 meczach przeciwko Kings jest najskuteczniejszym graczem Rekinów, mimo iż na lodzie nie spędza najwięcej czasu, poniewaz gra w 2. linii ofensywnej. Ryane jest jednak zwyczajnie w bardzo dobrej formie i 16-19 minut, które średnio spędza na lodzie, wystarcza mu do pokazania pełni swoich umiejętności. Strzelił 4 gole i zaliczył 3 asysty, co jest naprawdę bardzo dobrym wynikiem, jak na 5 rozegranych spotkań. Wszystkie swoje gole strzelił w dwóch wyjazdowych meczach w LA (po 2 w każdym), więc i dzisiaj liczę na trafienie. Świetnie układa się jego współpraca z Loganem Couture i Dany Heatleyem. Naprawdę ta trójka dobrana zostałą idealnie, i Ryane bardzo na tym korzysta. Couture, który robi prawdziwą furorę w tym sezonie i doświadczony Heatley to świetni gracze i Ryane często kończy fajne trójkowe akcje. W tej chwili jest to najlepsza linia ofensywna Rekinów i zdecydowanie przyćmili 1. linię Marleau-Thornton-Setoguchi. 28-letni Kanadyjczyk przez całą NHL-ową karierę jest związany z ekipą San Jose Sharks i ten sezon jest jego najlepszym, strzelił w nim 24 gole i dołożył 38 asyst. Nie gra w reprezentacji Kanady (wszyscy jednak wiedzą jakimi Kanada dysponuje zawodnikami w ofensywie), ale Clowe to naprawdę świetny skrzydłowy. W powerplay także jest w drugiej linii ofensywnej, więc swoje w przewadze na lodzie spędza. San Jose myśląc dzisiaj o wygraniu meczu musi strzelić co najmniej 4 gole według mnie. Wobec tego, że Joe Thornton jest nieco pod formą i nie gra jak na lidera przystało, więcej na swoje barki wzieła własnie druga linia. Zresztą gracze Kings za bardzo skoncentrowali się na wyłączeniu linii Marleau-Thornton-Heatley, tymczasem Heatley poszedł do drugiej linii i dołączył do grającego świetnie (ale chyba mimo wszystko niedocenianego) Couture'a w właśnie Clowe'a. Teraz to jest prawdziwa siła Sharks. Według mnie dzisiaj bramka w wykonaniu lewoskrzydłowego Sharks jesr bardzo prawdopodbna, ale oczywiście jak przy każdym typowaniu na strzelca musi też dopisać trochę szczęścia, bo może być też tak, że np. Couture strzeli gola, a Clowe zaliczy bezpośrednią astystę. Liczę jednak, że Ryane będzie po raz kolejny graczem od kończenia akcji kolegów, a nie asystowania i wpisze sie na listę strzelców. Patrząc na obecną formę 2. linii ofensywnej Sharks, według mnie typ jak najbardziej wart zaryzykowania. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość Brzuszek Napisano 29 Kwiecień 2011 Zgłoszenie Podziel się Napisano 29 Kwiecień 2011 Game #1 29.04.2011 g. 3:00 Vancouver Canucks - Nashville Predators Typ: under 4.5 / 2,60 / tobet (1-0) Rozpoczynamy rywalizację w półfinałach obu Konferencji. Na początek pierwszy mecz rozegrają ekipy Vancouver i Nashille. Canucks mieli zaledwie jeden dzień odpoczynku, po tym jak dopiero w meczu numer 7 i to w dogrywce wyeliminowali obrońców Pucharu Stanleya, Chicago Blackhawks. Nashville odpoczywało sobie aż 3 dni, ponieważ wcześniej uporali się z Anaheim Ducks 4-2 i po raz pierwszy w historii awansowali do drugiej rundy Play Off. Wiadomo, że dobre rozpoczęcie rywalizacji jest bardzo ważne. Oba zespoły w pierwszej rundzie rozpoczęły swoje serie od wygranych, Vancouver 2-0 u siebie, Nashville 4-1 na wyjeździe. W pierwszym meczu nikt nie chce popełnić błędu, jest trochę mniej ryzyka niż w kolejnych meczach, gdy jedna z ekip musi juz odrabiać straty. To sprawia, że często w takich meczach jest mało bramek. Zresztą w sportach amerkańskich mecze w Play Off wygrywa się obroną a nie atakiem, taka jest obiegowa opinia. Dzisiaj spotkają się drużyny, które już 4-krotnie rywalizowały ze sobą w regular season, bilans 2-2, cztery razy under 4.5 (Vancouver u siebie 2-1 i 0-3, Nashville u siebie 3-1 i 1-3). Oba teamy mają bardzo dobrych bramkarzy i to będzie również ich starcie. Luongo trochę się odkręcił po trzech beznadziejnych meczach z Chicago, kiedy nawet zostałzastąpiony przez Schneidera. Dzisiaj to on będzie starterem, przecikwo Nashville ma bilans 10-10-3-0, 2.19 GAA i .924 SV. Rinne z kolei to bardzo mocny punkt Predators, od jego postawy zależy bardzo dużo w tej rywalizacji. Przeciwko Canucks ma bilans 4-4-0-0, 1.90 GAA i .941 SV. Presja jest zdecydowanie po stronie gospodarzy dzisiejszego spotkania, od których po prostu oczekuje sie awansu do finału i wygrania serii w najgorszym wypadku 4-1. Nashville podchodzi do tych meczy na kompletnym luzie, co ugrają będzie ich, od tej drużyny nawet nikt nie oczekuje wyeliminowania Canucks, nawet jak dostaną 0-4 to sezon dla nich będzie udany, a wiadomo, że na luzie wychodzi o wiele więcej. Dzisiaj jednak Nashville powinno grać tak jak lubi, czyli czekać spokojnie we własnej tercji i szukac okazji do szybkich kontrataków wyprowadzanych przez Webera lub Sutera. Ostatnio z tonu nieco spuścili bracia Sedinowei, a to bardzo zła wiadomość dla Canucks. Daniel w ostatnich 3 meczach zaliczył tylko 1 punkt, natomiast Henrik również zaliczył tylko 1 punkt, ale w czterech ostatnich meczach. Styl gry obu zespołów w tym sezonie nie pozwala kierować myśli w stronę dużej ilości bramek. Jeśli chodzi o bezpośrednie pojedynki między Canucks i Predators to na 10 ostatnich rozegranych w Vancouver aż w 8 padał under. Moim zdaniem dzisiaj także będzie under i zaryzykuje po raz kolejny, że będzie to nawet under 4.5. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
merdalion Napisano 8 Maj 2011 Zgłoszenie Podziel się Napisano 8 Maj 2011 Dyscyplina: Hokej na lodzie, NHL Spotkanie: San Jose Sharks - Detroit Red Wings Typ: Detroit Red Wings (60') Kurs: 3,00 Bukmacher: Expekt Data: 09.05.2011 2:05 Sytuacja Detroit jest nie do pozazdroszczenia, gdyż przegrywają 1:3 w serii. Ostatni mecz Skrzydła jednak wygrały 4:3, więc pojawiła się iskierka nadziei, że można jeszcze odwrócić losy rywalizacji. Teraz czeka ich bardzo ciężkie zadanie, bo pokonać na wyjeździe Rekinów nie jest łatwo, ale nie takie rzeczy Detroit robiło. Red Wings to jedna z najbardziej nieobliczalnych drużyn NHL, potrafią wysoko ogrywać zespoły z czołówki, a zdarzają się im mega wpadki jak np. 3:10 u siebie z St.Louis pod koniec sezonu regularnego. Biorąc pod uwagę nieobliczalność Red Wings kurs 3,00 na ich wygraną w regulaminowym czasie to moim zdaniem dobra propozycja. Detroit było uważane za jednego z głównych kandydatów do wygrania Pucharu Stanleya i moim zdaniem wcale nie są jeszcze na straconej pozycji i ta rywalizacja potrwa chyba trochę dłużej. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi