Skocz do zawartości

Warte uwagi


Mazur

Rekomendowane odpowiedzi

Mistrzostwo :)

 

Niewierzący profesor filozofii stojąc w audytorium wypełnionym studentami zadaje pytanie jednemu z nich:

- Jesteś chrześcijaninem synu, prawda?

- Tak, panie profesorze.

- Czyli wierzysz w Boga.

- Oczywiście.

- Czy Bóg jest dobry?

- Naturalnie, że jest dobry.

- A czy Bóg jest wszechmogący? Czy Bóg może wszystko?

- Tak.

- A Ty - jesteś dobry czy zły?

- Według Biblii jestem zły.

Na twarzy profesora pojawił się uśmiech wyższości

- Ach tak, Biblia!

A Po chwili zastanowienia dodaje:

- Mam dla Ciebie pewien przykład. Powiedzmy że znasz chorą I cierpiącą osobę, którą możesz uzdrowić. Masz takie zdolności. Pomógłbyś tej osobie? Albo czy spróbowałbyś przynajmniej?

- Oczywiście, panie profesorze.

- Więc jesteś dobry...!

- Myślę, że nie można tego tak ująć.

- Ale dlaczego nie? Przecież pomógłbyś chorej, będącej w potrzebie osobie, jeśli byś tylko miał taką możliwość. Większość z nas by tak zrobiła. Ale Bóg nie.

Wobec milczenia studenta professor mówi dalej

- Nie pomaga, prawda? Mój brat był chrześcijaninem I zmarł na raka, pomimo że modlił się do Jezusa o uzdrowienie. Zatem czy Jezus jest dobry? Czy możesz MI odpowiedzieć na to pytanie?

Student nadal milczy, więc professor dodaje

- Nie potrafisz udzielić odpowiedzi, prawda?

Aby dać studentowi chwilę zastanowienia professor sięga Po szklankę ze swojego biurka I popija łyk wody.

- Zacznijmy do początku chłopcze. Czy Bóg jest dobry?

- No tak... Jest dobry.

- A czy szatan jest dobry?

Bez chwili wahania student odpowiada

- Nie.

- A do kogo pochodzi szatan?

Student aż drgnął:

- Do Boga.

- No właśnie. Zatem to Bóg stworzył szatana. A teraz powiedz MI jeszcze synu - czy na świecie istnieje zło?

- Istnieje panie profesorze ...

- Czyli zło obecne jest we Wszechświecie. A to przecież Bóg stworzył Wszechświat, prawda?

- Prawda.

- Więc kto stworzył zło? Skoro Bóg stworzył wszystko, zatem Bóg stworzył również I zło. A skoro zło istnieje, więc zgodnie z regułami logiki także I Bóg jest zły.

Student ponownie nie potrafi znaleźć odpowiedzi..

- A czy istnieją choroby, niemoralność, nienawiść, ohyda? Te wszystkie okropieństwa, które pojawiają się w otaczającym nas świece?

Student drżącym głosem odpowiada

- Występują.

- A kto je stworzył?

W sali zaległa cisza, więc professor ponawia pytanie

- Kto je stworzył?

Wobec braku odpowiedzi professor wstrzymuje krok I zaczyna się rozglądać Po audytorium. Wszyscy studenci zamarli.

- Powiedz MI - wykładowca zwraca się do kolejnej osoby

- Czy wierzysz w Jezusa Chrystusa synu?

Zdecydowany ton odpowiedzi przykuwa uwagę profesora:

- Tak panie profesorze, wierzę.

Starszy człowiek zwraca się do studenta:

- W świetle nauki posiadasz pięć zmysłów, które używasz do oceny otaczającego cię świata. Czy kiedykolwiek widziałeś Jezusa?

- Nie panie profesorze. Nigdy Go nie widziałem.

- Powiedz nam zatem, czy kiedykolwiek słyszałeś swojego Jezusa?

- Nie panie profesorze..

- A czy kiedykolwiek dotykałeś swojego Jezusa, smakowałeś Go, czy może wąchałeś? Czy kiedykolwiek miałeś jakiś fizyczny kontakt z Jezusem Chrystusem, czy też Bogiem w jakiejkolwiek postaci?

- Nie panie profesorze.. Niestety nie miałem takiego kontaktu.

- I nadal w Niego wierzysz?

- Tak.

- Przecież zgodnie z wszelkimi zasadami przeprowadzania doświadczenia, nauka twierdzi że Twój Bóg nie istnieje... Co Ty na to synu?

- Nic - pada w odpowiedzi - mam tylko swoją wiarę.

- Tak, wiarę... - powtarza professor - I właśnie w tym miejscu nauka napotyka problem z Bogiem. Nie ma dowodów, jest tylko wiara.

Student milczy przez chwilę, Po czym Sam zadaje pytanie:

- Panie profesorze - czy istnieje coś takiego jak ciepło?

- Tak.

- A czy istnieje takie zjawisko jak zimno?

- Tak, synu, zimno również istnieje.

- Nie, panie profesorze, zimno nie istnieje.

Wyraźnie zainteresowany professor odwrócił się w kierunku studenta.

Wszyscy w sali zamarli. Student zaczyna wyjaśniać:

- Może pan mieć dużo ciepła, więcej ciepła, super-ciepło, mega ciepło, ciepło nieskończone, rozgrzanie do białości, mało ciepła lub też brak ciepła, ale nie mamy niczego takiego, co moglibyśmy nazwać zimnem. Może pan schłodzić substancje do temperatury minus 273,15 stopni Celsjusza (zera absolutnego), co właśnie oznacza brak ciepła - nie potrafimy osiągnąć niższej temperatury. Nie ma takiego zjawiska jak zimno, w przeciwnym razie potrafilibyśmy schładzać substancje do temperatur poniżej 273,15stC. Każda substancja lub rzecz poddają się badaniu, kiedy posiadają energię lub są jej źródłem. Zero absolutne jest całkowitym brakiem ciepła. Jak pan widzi profesorze, zimno jest jedynie słowem, które służy nam do opisu braku ciepła. Nie potrafimy mierzyć zimna. Ciepło mierzymy w jednostkach energii, ponieważ ciepło jest energią. Zimno nie jest przeciwieństwem ciepła, zimno jest jego brakiem.

W sali wykładowej zaległa głęboka cisza. W odległym kącie ktoś upuścił pióro, wydając tym odgłos przypominający uderzenie młota.

- A co z ciemnością panie profesorze? Czy istnieje takie zjawisko jak ciemność?

- Tak - profesor odpowiada bez wahania - czymże jest noc jeśli nie ciemnością?

- Jest pan znowu w błędzie. Ciemność nie jest czymś, ciemność jest brakiem czegoś. Może pan mieć niewiele światła, normalne światło, jasne światło, migające światło, ale jeśli tego światła brak, nie ma wtedy nic i właśnie to nazywamy ciemnością, czyż nie? Właśnie takie znaczenie ma słowo ciemność. W rzeczywistości ciemność nie istnieje. Jeśli istniałaby, potrafiłby pan uczynić ją jeszcze ciemniejszą, czyż nie?

Profesor uśmiecha się nieznacznie patrząc na studenta. Zapowiada się dobry semestr.

- Co mi chcesz przez to powiedzieć młody człowieku?

- Zmierzam do tego panie profesorze, że założenia pańskiego rozumowania są fałszywe już od samego początku, zatem wyciągnięty wniosek jest również fałszywy.

Tym razem na twarzy profesora pojawia się zdumienie:

- Fałszywe? W jaki sposób zamierzasz mi to wytłumaczyć?

- Założenia pańskich rozważań opierają się na dualizmie - wyjaśnia student

- twierdzi pan, że jest życie i jest śmierć, że jest dobry Bóg i zły Bóg. Rozważa pan Boga jako kogoś skończonego, kogo możemy poddać pomiarom. Panie profesorze, nauka nie jest w stanie wyjaśnić nawet takiego zjawiska jak myśl. Używa pojęć z zakresu elektryczności i magnetyzmu, nie poznawszy przecież w pełni istoty żadnego z tych zjawisk. Twierdzenie, że

śmierć jest przeciwieństwem życia świadczy o ignorowaniu faktu, że śmierć nie istnieje jako mierzalne zjawisko. Śmierć nie jest przeciwieństwem życia, tylko jego brakiem. A teraz panie profesorze proszę mi odpowiedzieć Czy naucza pan studentów, którzy pochodzą od małp?

- Jeśli masz na myśli proces ewolucji, młody człowieku, to tak właśnie jest.

- A czy kiedykolwiek obserwował pan ten proces na własne oczy?

Profesor potrząsa głową wciąż się uśmiechając, zdawszy sobie sprawę w jakim kierunku zmierza argumentacja studenta. Bardzo dobry semestr, naprawdę.

- Skoro żaden z nas nigdy nie był świadkiem procesów ewolucyjnych I nie jest w stanie ich prześledzić wykonując jakiekolwiek doświadczenie, to przecież w tej sytuacji, zgodnie ze swoją poprzednią argumentacją, nie wykłada nam już pan naukowych opinii, prawda? Czy nie jest pan w takim razie bardziej kaznodzieją niż naukowcem?

W sali zaszemrało. Student czeka aż opadnie napięcie.

- Żeby panu uzmysłowić sposób, w jaki manipulował pan moim poprzednikiem, pozwolę sobie podać panu jeszcze jeden przykład - student rozgląda się po sali

- Czy ktokolwiek z was widział kiedyś mózg pana profesora?

Audytorium wybucha śmiechem.

- Czy ktokolwiek z was kiedykolwiek słyszał, dotykał, smakował czy wąchał mózg pana profesora? Wygląda na to, że nikt. A zatem zgodnie z naukową metodą badawczą, jaką przytoczył pan wcześniej, można powiedzieć, z całym szacunkiem dla pana, że pan nie ma mózgu, panie profesorze. Skoro nauka mówi, że pan nie ma mózgu, jak możemy ufać pańskim wykładom, profesorze?

W sali zapada martwa cisza. Profesor patrzy na studenta oczyma szerokimi z niedowierzania. Po chwili milczenia, która wszystkim zdaje się trwać wieczność profesor wydusza z siebie:

- Wygląda na to, że musicie je brać na wiarę.

- A zatem przyznaje pan, że wiara istnieje, a co więcej - stanowi niezbędny element naszej codzienności. A teraz panie profesorze, proszę mi powiedzieć, czy istnieje coś takiego jak zło?

Niezbyt pewny odpowiedzi profesor mówi

- Oczywiście że istnieje.Dostrzegamy je przecież każdego dnia. Choćby w codziennym występowaniu człowieka przeciw człowiekowi. W całym ogromie przestępstw i przemocy

obecnym na świecie. Przecież te zjawiska to nic innego jak właśnie zło.

Na to student odpowiada:

- Zło nie istnieje panie profesorze, albo też raczej nie występuje jako zjawisko samo w sobie. Zło jest po prostu brakiem Boga. Jest jak ciemność i zimno, występuje jako słowo stworzone przez człowieka dla określenia braku Boga. Bóg nie stworzył zła. Zło pojawia się wmomencie, kiedy człowiek nie ma Boga w sercu. Zło jest jak zimno, które jest skutkiem braku ciepła i jak ciemność, która jest wynikiem braku światła.

Profesor osunął się bezwładnie na krzesło.

 

Jeśli udało Ci się dotrwać do końca tego tekstu i wywołał on na Twojej twarzy uśmiech podczas czytania końcówki, daj go do przeczytania również swoim Przyjaciołom i Rodzinie.

PS.

Tym drugim studentem był Albert Einstein. Einstein napisał książkę

zatytułowaną "Bóg a nauka" w roku 1921.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Bestia w klatce życia

 

Miał wszyst­ko, o czym mógł ma­rzyć. Ta­lent, pie­nią­dze, sławę, pięk­ne ko­bie­ty i suk­ce­sy, dzię­ki któ­rym zo­stał żywą le­gen­dą pię­ściar­stwa. Ale nie­mal przez cały czas obec­nie 47-let­ni Mike Tyson to­czył walkę z ry­wa­lem, któ­re­go nie po­tra­fił po­ko­nać: samym sobą. Kilka dni temu wy­znał, że za­czy­na prze­gry­wać coraz wy­raź­niej, jest bli­ski śmier­ci. Czy w końcu sta­nie na nogi i wyj­dzie na pro­stą, czy też do­łą­czy do wiel­kich mi­strzów, któ­rych hi­sto­ria za­koń­czy­ła się tra­gicz­nie? Pa­trząc na życie i nie­ustan­ne pro­ble­my naj­młod­sze­go mi­strza świa­ta w hi­sto­rii wagi cięż­kiej można stwier­dzić jedno: bę­dzie mu nie­zwy­kle cięż­ko.

Mike Tyson Mike Tyson

 

Kiedy miał za­le­d­wie trzy­na­ście lat był aresz­to­wa­ny już 38 razy. Ale jeśli weź­mie się pod uwagę, w ja­kich wa­run­kach się wy­cho­wy­wał, nie jest to spe­cjal­nym za­sko­cze­niem. Miesz­kał w blo­ko­wi­sku na no­wo­jor­skim Bro­okly­nie. W bu­dyn­ku, w któ­rym więk­szość czasu spę­dzał na dachu kar­miąc swoje uko­cha­ne go­łę­bie, a na każ­dym pię­trze była jedna to­a­le­ta na mi­ni­mum trzy­dzie­ści osób. Matka, choć cza­sa­mi pró­bo­wa­ła zaj­mo­wać się na­sto­let­nim Mi­cha­elem Ge­rar­dem Ty­so­nem, była za­ję­ta spo­tka­nia­mi z ko­lej­ny­mi męż­czy­zna­mi, pro­sty­tu­owa­ła się. Kiedy mały Mike miał nie­ca­ły rok, na­la­ła w bu­tel­kę po mleku wódki i po­da­ła mu nar­ko­ty­ki. Chcia­ła, by za­snął...

REKLAMA

 

Jego młode lata były prze­peł­nio­ne wi­do­kiem "pro­sty­tu­tek i al­fon­sów, któ­rzy za­glą­da­li do na­sze­go miesz­ka­nia i re­gu­lar­nie prze­by­wa­li przy wej­ściu do bu­dyn­ku". Gdy oj­ciec, rów­nież al­ko­ho­lik i nar­ko­man opu­ścił ro­dzi­nę, Tyson był za­le­d­wie dwu­let­nim brzdą­cem. Nie miał szans na nor­mal­ne życie, co prze­ło­ży­ło się na pro­ble­my w szko­le, gdzie inne dzie­ci na­śmie­wa­ły się z jego tuszy i wy­so­kie­go głosu. Efekt był łatwy do prze­wi­dze­nia: przy­szła gwiaz­da pię­ściar­stwa za­miast uczęsz­czać na lek­cje wo­la­ła szla­jać się po uli­cach, kraść i wda­wać w bójki. Pie­nią­dze wy­da­wał na nowe ubra­nia i sło­dy­cze, cza­sem dawał matce, która prze­zna­cza­ła je na nar­ko­ty­ki, bądź spła­tę dłu­gów.

 

- Byłem dziec­kiem ulicy. Nie wsty­dzę się tego. Wy­cho­wa­ła mnie ulica. Zdaję sobie spra­wę, że nie je­stem czło­wie­kiem wy­kształ­co­nym. Wiem, że cza­sem po­wiem lub zro­bię coś, czego nie po­wi­nie­nem. Ale prawo ulicy jest pro­ste, a na pewno bar­dziej praw­dzi­we od tego, co spo­tka­ło mnie w póź­niej­szym życiu. Spra­wie­dli­wość? Na ulicy było jej wię­cej niż w ja­kim­kol­wiek są­dzie... - Mike Tyson, 2007 r.

 

Pierw­szy prze­łom w jego życiu na­stą­pił, gdy wdał się w bójkę z chło­pa­kiem, który ce­lo­wo udu­sił jego go­łę­bia. - Jak to jest kogoś ude­rzyć? Na­praw­dę miłe uczu­cie. Tak dobre, że kiedy pierw­szy raz to zro­bi­łem nie mo­głem się do­cze­kać na­stęp­ne­go dnia, by to po­wtó­rzyć. Lu­dzie by tego nie ro­bi­li, gdyby nie było im przy­jem­nie - tłu­ma­czył. A po­nie­waż Tyson "roz­krę­cił" się na dobre, bar­dzo szyb­ko tra­fił do po­praw­cza­ka w John­stown. Nie zmie­nił się nic, a nic, wszyst­kie nie­sna­ski wy­ja­śniał przy po­mo­cy pię­ści. Wtedy za­uwa­żył go były pię­ściarz Bobby Ste­wart, który wkrót­ce za­czął z nim tre­no­wać, aż w końcu przed­sta­wił Ty­so­na le­gen­dar­ne­mu szko­le­niow­co­wi Cu­so­wi D'Amato. To spo­tka­nie od­mie­ni­ło jego życie, bo na­resz­cie tra­fił na kogoś, kto mo­men­ta­mi był su­ro­wy, ale sza­no­wał go, dbał i po­tra­fił roz­ma­wiać o wszyst­kim. Zo­stał rów­nież praw­nym opie­ku­nem chło­pa­ka, gdy zmar­ła matka. A do tego do­strzegł w Ty­so­nie coś wy­jąt­ko­we­go. Na tyle, by pew­ne­go dnia po­wie­dzieć: "Bę­dziesz mi­strzem świa­ta Mike". Miał rację.

 

"Kiedy z kimś wal­czę chcę go zła­mać. Chcę ode­brać mu mę­stwo. Chcę wy­rwać mu serce, a póź­niej mu je po­ka­zać" - Mike Tyson, 1988 r.

 

Po tym, jak Tyson nie zdo­łał za­kwa­li­fi­ko­wać się do re­pre­zen­ta­cji USA na igrzy­ska olim­pij­skie w Los An­ge­les (1984) D'Amato uznał, że czas na za­wo­dow­stwo. Wraz z po­mo­cą uta­len­to­wa­ne­go szko­le­niow­ca Ke­vi­na Ro­oneya (D'Amato był coraz bar­dziej scho­ro­wa­ny) Tyson za­de­biu­to­wał w 1985 r. roz­wa­la­jąc Por­to­ry­kań­czy­ka Hec­to­ra Mer­ce­de­sa w nie­wie­le ponad pół­to­rej mi­nu­ty. Dzie­więt­na­ście walk z rzędu za­koń­czył przed cza­sem, więk­szość w pierw­szej run­dzie. Wy­gry­wał, z kim chciał i kiedy chciał. Aż w swoim 28 po­je­dyn­ku otrzy­mał szan­sę walki z Ka­na­dyj­czy­kiem Tre­vo­rem Ber­bic­kiem, mi­strzem świa­ta or­ga­ni­za­cji WBC. Jeden z po­grom­ców Mu­ham­ma­da Alie­go wcale nie palił się do kon­fron­ta­cji z Ty­so­nem, któ­re­mu nada­no przy­do­mek "Że­la­zny" (ang. "Iron"). Ich star­cie po­ka­za­ło, że obawy nie były bez­pod­staw­ne: w dru­giej run­dzie było już po wszyst­kim, Ber­bick tań­czył po cio­sach ry­wa­la, aż sę­dzia uznał, że wy­star­czy. Tyson zo­stał naj­młod­szym mi­strzem świa­ta wagi cięż­kiej w hi­sto­rii: miał za­le­d­wie 20 lat i 4 mie­sią­ce. "Od tej chwi­li w wadze cięż­kiej rzą­dzić bę­dzie ter­ror" - mówił jego ów­cze­sny me­ne­dżer, Bill Cay­ton. Był to pierw­szy, ogrom­ny suk­ces Ty­so­na. I jak się oka­za­ło póź­niej, po­czą­tek końca.

 

"Praw­dzi­wa wol­ność jest wtedy, gdy nie masz ni­cze­go. Byłem bar­dziej wolny wtedy, gdy nie mia­łem przy sobie nawet zła­ma­ne­go centa. Cza­sem za­kła­dam maskę, prze­bie­ram się w stare ciu­chy i idę na ulice, by że­brać o drob­ne" - Mike Tyson, 1988 r.

 

Choć młody pię­ściarz po­ko­nu­jąc Ja­me­sa Smi­tha (mistrz WBA) i Tony'ego Tuc­ke­ra (mistrz IBF) zu­ni­fi­ko­wał ty­tu­ły w wadze cięż­kiej, a póź­niej wy­grał z le­gen­dar­nym Lar­rym Hol­me­sem i za­ro­bił ponad 20 mi­lio­nów do­la­rów za zde­mo­lo­wa­nie wów­czas nie­po­ko­na­ne­go Mi­cha­ela Spink­sa, to kogoś mu bra­ko­wa­ło. Tym kimś był Cus D'Amato, który zmarł jesz­cze zanim Tyson wy­wal­czył swój pierw­szy tytuł zwy­cię­ża­jąc z Ber­bic­kiem. Od­szedł do­kład­nie rok wcze­śniej, w li­sto­pa­dzie 1985 r. Był naj­lep­szym przy­ja­cie­lem Mike'a, który zresz­tą to­wa­rzy­szył mu w ostat­niej dro­dze nio­sąc trum­nę m.​in. z byłym mi­strzem świa­ta i pod­opiecz­nym D'Amato, Floy­dem Pat­ter­so­nem. Tyson długo nie mógł się po­zbie­rać, ale Ro­oney i Cay­ton sta­ra­li się robić wszyst­ko, by mu pomóc, utrzy­mać w ry­zach i pro­wa­dzić jego ka­rie­rę w naj­lep­szy moż­li­wy spo­sób. Tym­cza­sem "Że­la­zny" po­szu­ki­wał no­wych przy­ja­ciół. Aktor Eddie Mur­phy, "Król popu" Mi­cha­el Jack­son, re­ży­ser Spike Lee - to tylko nie­licz­ni, któ­rzy także pra­gnę­li kon­tak­tu z Ty­so­nem wła­śnie okrzyk­nię­tym gwiaz­dą numer jeden i za­ra­zem na­dzie­ją boksu. I tu po­ja­wia­ją się ko­bie­ty, jedna z naj­więk­szych na­mięt­no­ści pię­ścia­rza z Cat­skill. I za­ra­zem naj­więk­sza zguba.

 

"Nie mo­żesz trwać w ślu­bie w sy­tu­acji, gdy idąc spać boisz się o to, czy żona nie po­de­rżnie ci gar­dła" - Mike Tyson, 1989 r.

 

W la­tach 80-tych Tyson zna­lazł się na ab­so­lut­nym szczy­cie. Choć za­wsze był nie­śmia­ły, to mógł prze­bie­rać w ko­bie­tach jak w ulę­gał­kach. Cho­dził na ko­la­cje z mo­del­ka­mi z naj­wyż­szej półki, jak Clau­dia Schif­fer. Uma­wiał się z gwiaz­da­mi mu­zy­ki. Ale naj­bar­dziej w gło­wie za­wró­ci­ła mu se­ria­lo­wa gwiazd­ka, Robin Gi­vens. Gdy tylko zo­ba­czył ją na ekra­nie od razu po­pro­sił me­ne­dże­rów, by za­ła­twi­li mu jej numer te­le­fo­nu. Za­dzwo­nił: "Cześć, tu Mike Tyson". Po­bra­li się bły­ska­wicz­nie, po kilku mie­sią­cach zna­jo­mo­ści w marcu 1987. Pie­nią­dze, jakie już wtedy miał na kon­cie Tyson ni­ko­mu nie prze­szka­dza­ły...

 

Gi­vens wy­ko­rzy­sty­wa­ła pię­ścia­rza na każ­dym kroku. Za­miesz­ka­ła z nim i swoją matką, która nawet nie ze­zwa­la­ła na wspól­ne sy­pia­nie, nie mó­wiąc już o czymś wię­cej. Bun­to­wa­ła córkę i jed­no­cze­śnie pła­wi­ła się w luk­su­sach. Oczy­wi­ście ich fun­da­to­rem był młody Tyson. W końcu za­wod­nik za­czął tra­cić nad sobą kon­tro­lę, nie po­tra­fił zro­zu­mieć, co się dzie­je i skąd nagła zmia­na cha­rak­te­ru u jego mał­żon­ki, wcze­śniej bę­dą­cej, jak się wy­da­wa­ło, cho­dzą­cym ide­ałem. Licz­ne awan­tu­ry, w trak­cie któ­rych zwy­zy­wał te­ścio­wą od "dzi…." i "ku….", były do­kład­nie tym, co chcia­ły osią­gnąć obie panie: bły­ska­wicz­nie skon­tak­to­wa­ły się z psy­chia­trą, a ten na pod­sta­wie kon­sul­ta­cji te­le­fo­nicz­nej (!) uznał, że Mike ma ze sobą ogrom­ne pro­ble­my i prze­pi­sał mu nie­zwy­kle silne leki psy­cho­tro­po­we. To wła­śnie po nich po­strach bok­ser­skich rin­gów na dobre zwa­rio­wał. Uza­leż­nił się i pa­ko­wał w coraz więk­sze skan­da­le.

 

"Każdy, kto ma choć odro­bi­nę ro­zu­mu zdaje sobie spra­wę, że gdy­bym rze­czy­wi­ście miał bić żonę, to jed­nym cio­sem urwał­bym jej głowę. Nigdy jej nie tkną­łem" - Mike Tyson, 1988 r.

 

Jeden z naj­więk­szych bok­ser­skich ta­len­tów prze­stał przej­mo­wać się swoją ka­rie­rą. Ro­oney nie po­tra­fił na­kło­nić go do tre­nin­gów. Coraz wię­cej czasu spę­dzał z daw­ny­mi zna­jo­my­mi, teraz już peł­no­praw­ny­mi człon­ka­mi gan­gów. Ko­rzy­stał z pod­szep­tów "życz­li­wych", któ­rzy na­mó­wi­li go m.​in. do za­ło­że­nia spra­wy są­do­wej prze­ciw­ko Cay­to­no­wi o ogra­ni­cze­nie jego kom­pe­ten­cji me­ne­dżer­skich i zmniej­sze­nie do­cho­dów wy­ni­ka­ją­cych z wcze­śniej­szych usta­leń kon­trak­to­wych. Za­czął wda­wać się w nie­po­trzeb­ne bójki, z czego jedna z naj­słyn­niej­szych miała miej­sce w Har­le­mie przed skle­pem z eks­klu­zyw­ną odzie­żą. Ofia­rą Ty­so­na był jego były rywal z ringu, Mitch Green, który pro­wo­ko­wał mi­strza i skoń­czył ze zła­ma­nym nosem oraz pod­bi­tym okiem. Z kolei "Iron Mike" bijąc go zła­mał sobie rękę, przez co nie mógł sto­czyć kilku lu­kra­tyw­nych po­je­dyn­ków. Spra­wa cią­gnę­ła się la­ta­mi, a w 1997 r. Green osta­tecz­nie otrzy­mał 45 ty­się­cy do­la­rów mimo, że wcze­śniej sąd uznał Ty­so­na nie­win­nym

 

O tym, że chło­pak z Bro­okly­nu zna­lazł się na za­krę­cie świad­czył m.​in. jego wy­pa­dek, kiedy roz­bił swoje BMW o drze­wo. Dzien­nik "New York Daily News" podał, że była to próba sa­mo­bój­cza spo­wo­do­wa­na "che­micz­nym odu­rze­niem". Było coraz go­rzej.

 

Kul­mi­na­cją związ­ku z Gi­vens był te­le­wi­zyj­ny talk-show, w trak­cie któ­re­go kom­plet­nie na­pom­po­wa­ny wspo­mnia­ny­mi le­ka­mi Tyson wy­słu­chi­wał, nie­mal bez żad­nej re­ak­cji, jak jego żona na­zy­wa go "po­two­rem", a wspól­ne życie "kosz­ma­rem i praw­dzi­wym pie­kłem". W końcu Tyson się ugiął, zgo­dził na roz­wód i po roku mał­żeń­stwa po­now­nie był sin­glem. Warto dodać, że pani Gi­vens otrzy­ma­ła dzie­sięć mi­lio­nów do­la­rów, a śro­do­wi­ska afro­ame­ry­kań­skie ochrzci­ły ją mia­nem "naj­bar­dziej znie­na­wi­dzo­nej ko­bie­ty w Ame­ry­ce". Jed­no­cze­śnie wy­ro­bi­ła sobie na­zwi­sko, dzię­ki czemu jej ka­rie­ra ak­tor­ska na­bra­ła tempa. Otrzy­ma­ła rolę w kilku du­żych pro­duk­cjach, w tym ko­me­dii "Bu­me­rang", w któ­rej wy­stą­pi­ła u boku daw­ne­go kum­pla Ty­so­na, Ed­die­go Mur­phy'ego. W mię­dzy­cza­sie zdra­dza­ła pię­ścia­rza m.​in. z po­cząt­ku­ją­cym w Hol­ly­wo­od Bra­dem Pit­tem. Oprócz tego uła­twi­ła słyn­ne­mu me­ne­dże­ro­wi Do­no­wi Kin­go­wi do­tar­cie do męża. Ten wy­ko­rzy­stał śmierć Cay­to­na i pod­pi­sał z za­wod­ni­kiem kon­trakt, a póź­niej okra­dał go z gru­bych mi­lio­nów. Ponoć Gi­vens otrzy­ma­ła "na boku" po­kaź­ną sumkę. A jed­nak nie była ko­bie­tą, któ­rej na­zwi­sko naj­bar­dziej za­szko­dzi­ło Ty­so­no­wi.

 

"Ko­cham ko­bie­ty. A ra­czej ko­cha­łem. Są wspa­nia­łym darem od Boga. Darem, który jed­nak po­tra­fi tak bar­dzo za­mą­cić w gło­wie, że prze­sta­je­my nad sobą pa­no­wać i w pew­nym mo­men­cie za­czy­na­my się za­sta­na­wiać, czy są warte tego wszyst­kie­go, co chce­my im dać" - Mike Tyson, 1989 r.

 

Roz­je­cha­ny emo­cjo­nal­nie Tyson za­czął w pełni ko­rzy­stać z życia. Wy­da­wał gi­gan­tycz­ne pie­nią­dze. Na wszyst­ko: ubra­nia, bi­żu­te­rię, ko­lej­ne po­sia­dło­ści, a nawet... ben­gal­skie ty­gry­sy. Za­wsze to­wa­rzy­szy­li mu "nie­od­po­wied­ni lu­dzie" chcą­cy ską­pać się w bla­sku mi­strza. Coraz czę­ściej się­gał po al­ko­hol. Po­nie­waż lubił się bawić, ko­lej­ne panie, naj­czę­ściej szu­ka­ją­ce roz­gło­su, oskar­ża­ły go o wul­gar­ne za­cho­wa­nie i żą­da­ły śmiesz­nie wy­so­kich kwot li­czo­nych w set­kach ty­się­cy do­la­rów. Mike nic sobie z tego nie robił. Ka­rie­ra ze­szła na dal­szy plan, co wkrót­ce za­koń­czy­ło się jedną z naj­więk­szych sen­sa­cji w hi­sto­rii pię­ściar­stwa, a nawet spor­tu w ogóle.

 

W lutym 1990 r. w ja­poń­skiej hali Tokyo Dome Tyson zmie­rzył się z Ja­me­sem "Bu­ste­rem" Do­ugla­sem (ów­cze­sny re­kord: 29 zwy­cięstw, 4 po­raż­ki, 1 remis). Był zde­cy­do­wa­nym fa­wo­ry­tem, miał roz­wa­lić prze­ciw­ni­ka w mgnie­niu oka. Staw­ką po­je­dyn­ku były trzy mi­strzow­skie ty­tu­ły na­le­żą­ce do Ty­so­na. Ale to nie był już ten sam za­wod­nik, co wcze­śniej. Do­uglas nie bał się czem­pio­na, był zmo­ty­wo­wa­ny, walkę de­dy­ko­wał swo­jej matce, która zmar­ła nie­ca­ły mie­siąc wcze­śniej. Ata­ko­wał cio­sa­mi pro­sty­mi, a na­roż­nik (już bez Ro­oneya) mi­strza WBA, IBF i WBC nie po­tra­fił nic mu do­ra­dzić. W 8. run­dzie Tyson po­wa­lił ry­wa­la na deski. "Bu­ster" był li­czo­ny sta­now­czo za wolno, ale przy­jął po­zy­cję i kon­ty­nu­ował walkę, a w na­stęp­nym star­ciu pra­wie zno­kau­to­wał uty­tu­ło­wa­ne­go opo­nen­ta. Co się od­wle­cze... W 10. run­dzie było po wszyst­kim. Czte­ry mocne ciosy wstrzą­snę­ły Ty­so­nem. Po raz pierw­szy w za­wo­do­wej ka­rie­rze leżał na de­skach. Sę­dzia Octa­vio Mey­ran nie ze­zwo­lił na dal­szy po­je­dy­nek. Do­uglas zo­stał nowym, ab­so­lut­nym mi­strzem świa­ta. Jak się oka­za­ło, tylko na chwi­lę, bo już w swo­jej ko­lej­nej walce stra­cił wszyst­kie pasy na rzecz Evan­de­ra Ho­ly­fiel­da. Dla­cze­go nie do­szło do re­wan­żu z Ty­so­nem?

 

"Nie je­stem Matką Te­re­są, ale nie je­stem rów­nież Char­le­sem Man­so­nem. Nie je­stem zwie­rzę­ciem, też mam uczu­cia, też cier­pię. Tym­cza­sem oni wszy­scy chcą mnie stłam­sić i ukrzy­żo­wać" - Mike Tyson, 1991 r.

 

W lipcu 1991 r. "Naj­nie­bez­piecz­niej­szy czło­wiek na Ziemi" zo­stał aresz­to­wa­ny pod za­rzu­tem gwał­tu na 18-let­niej miss Czar­nej Ame­ry­ki, De­si­ree Wa­shing­ton, którą po­znał kilka dni wcze­śniej. Pię­ściarz za­rze­kał się, że nic ta­kie­go nie miało miej­sca. Tłu­ma­czył, że wszyst­ko od­by­ło się za zgodą part­ner­ki, która wy­szła wście­kła z jego ho­te­lo­we­go po­ko­ju, gdy po­wie­dział jej kilka nie­przy­jem­nych słów. Twier­dził, że młoda dziew­czy­na po pro­stu po­sta­no­wi­ła się ze­mścić.

 

Wa­shing­ton twier­dzi­ła, że wsia­dła do jego li­mu­zy­ny, a póź­niej po­szła do po­ko­ju, bo chcia­ła do­stać au­to­graf Ty­so­na, któ­re­go wiel­kim fanem miał być jej oj­ciec. Nie­ustan­nie po­wta­rza­ła, że nie miała za­mia­ru upra­wiać seksu, a pię­ściarz za­cho­wy­wał się w sto­sun­ku do niej nie­zwy­kle bru­tal­nie i w końcu rzu­cił ją na łóżko. Obroń­cy Ty­so­na ob­ra­li fa­tal­ną stra­te­gię, pra­gnę­li po­ka­zać, że skoro Tyson był uzna­wa­ny za groź­ne­go czło­wie­ka, to Wa­shing­ton do­sko­na­le wie­dzia­ła, na co się de­cy­du­je idąc na spo­tka­nie z nim. Rów­nież sam za­wod­nik, jak zwy­kle pewny sie­bie, kilka razy za­brał głos. Od razu nie przy­padł do gustu ławie przy­się­głych. Pech chciał, że spra­wa od­by­wa­ła się w sta­nie In­dia­na, gdzie prawo za tego typu prze­stęp­stwa karze nie­zwy­kle su­ro­wo. Swoje zro­bi­ły rów­nież śro­do­wi­ska fe­mi­ni­stycz­ne, nie­ustan­nie pi­kie­tu­ją­ce pod są­do­wym gma­chem z trans­pa­ren­ta­mi typu "Nie, znacz­ny NIE!" i do­ma­ga­ją­ce się jak naj­ostrzej­szej kary dla pię­ścia­rza.

 

"Nie muszę o tym znowu mówić, bo na­praw­dę nic jej nie zro­bi­łem. Nie zgwał­ci­łem jej i nie ude­rzy­łem" - Mike Tyson, sier­pień 2013 r.

 

Wyrok był dla Ty­so­na bru­tal­ny, jak no­kau­ty, które fun­do­wał swoim ry­wa­lom. Na za­wsze zmie­nił jego życie, do­pro­wa­dza­jąc rów­nież do ban­kruc­twa i po­now­ne­go za­ła­ma­nia ner­wo­we­go. Pię­ściarz zo­stał ska­za­ny na sześć lat wię­zie­nia, ale wy­szedł po trzech za dobre spra­wo­wa­nie w marcu 1995 r. Za krat­ka­mi nie było mu lekko. Po­cząt­ko­wo gro­ził straż­ni­kom, ale szyb­ko do­szedł do wnio­sku, że takie za­cho­wa­nie nie ma sensu i spo­kor­niał. Skon­cen­tro­wał się na tre­nin­gach, cho­dził na si­łow­nię. Za­czął czy­tać książ­ki, m.​in. o ko­mu­ni­stycz­nym przy­wód­cy Chin Mao Ze­don­gu. Prze­szedł rów­nież na Islam, co jak póź­niej twier­dził "ura­to­wa­ło go przed naj­gor­szym". Gdy zna­lazł się na wol­no­ści był już zu­peł­nie innym czło­wie­kiem, jesz­cze bar­dziej nie­uf­nym, okra­dzio­nym z pie­nię­dzy przez pro­mo­to­ra Dona Kinga (mimo wszyst­ko współ­pra­co­wa­li jesz­cze przez trzy lata), a do tego ma­ją­cym naj­lep­sze lata spor­to­wej ka­rie­ry za sobą.

 

"Za­wsze mam kło­po­ty, bo je­stem nor­mal­ny i nieco aro­ganc­ki. Wielu ludzi ma ze sobą pro­blem, nie lubią się, a tak się skła­da, że ja sie­bie uwiel­biam" - Mike Tyson, 1995 r.

 

Po­wrót do pię­ściar­stwa w wiel­kim stylu nie trwał długo. W swoim trze­cim po­je­dyn­ku po opusz­cze­niu wię­zie­nia Tyson wy­wal­czył mi­strzow­ski pas WBC no­kau­tu­jąc w trze­ciej run­dzie Fran­ka Bruno. W na­stęp­nym do­rzu­cił pas WBA, po po­sła­niu na deski Bruce'a Sel­do­na. Ale kon­fron­ta­cja z Evan­de­rem Ho­ly­fiel­dem ob­na­ży­ła wszyst­kie braki mi­strza, który prze­grał przed cza­sem w je­de­na­stej run­dzie. W re­wan­żu za­miast wal­czyć "Że­la­zny" skon­cen­tro­wał się na fau­lach, aż w końcu od­gryzł prze­ciw­ni­ko­wi ka­wa­łek ucha i zo­stał zdys­kwa­li­fi­ko­wa­ny, po czym pra­wie na dwa lata stra­cił bok­ser­ską li­cen­cję. Naj­więk­szym wy­gra­nym tego po­je­dyn­ku był... cu­kier­nik z Pa­sa­de­ny, który wy­pu­ścił na rynek cze­ko­lad­ki o kształ­cie wspo­mnia­ne­go ucha, za­ra­bia­jąc wiel­kie pie­nią­dze.

 

"Wiem, że pew­ne­go dnia pęknę. Moje życie tak się ukła­da. Nie mam przy­szło­ści. Czuję się źle z tym, jak je­stem po­strze­ga­ny przez ludzi, przez spo­łe­czeń­stwo. Czuję się źle, że nigdy nie będę czę­ścią tego spo­łe­czeń­stwa, a przy­naj­mniej nie w takim wy­mia­rze, jak­bym chciał" - Mike Tyson, 1999 r.

 

Li­cen­cję od­zy­skał po pię­cio­dnio­wych ba­da­niach psy­chia­trycz­nych w 1999 r. "Pan Tyson cier­pi na de­pre­sję, brak mu pew­no­ści sie­bie, ale jest men­tal­nie zdol­ny do po­wro­tu na ring i mało praw­do­po­dob­ne, by po­wtó­rzy­ła się sy­tu­acja z re­wan­żo­we­go star­cia z Evan­de­rem Ho­ly­fiel­dem" - brzmia­ło oświad­cze­nie le­ka­rzy. Jed­nak już nic nie wy­glą­da­ło tak, jak po­win­no. Po star­ciu z Lou Sa­va­re­se za­ata­ko­wał sę­dzie­go. Po wy­gra­nej walce z An­drze­jem Go­ło­tą, kiedy Polak uciekł z ringu, w jego or­ga­ni­zmie wy­kry­to obec­ność ma­ri­hu­any i sta­tus po­je­dyn­ku zo­stał zmie­nio­ny na "no con­test" (do walki nie do­szło). W końcu zmie­rzył się w "walce ma­rzeń" z "nowym kró­lem" wagi cięż­kiej Bry­tyj­czy­kiem Len­no­xem Le­wi­sem. Przed kon­fron­ta­cją błysz­czał w me­diach: "Szko­da, że nie ma tu wa­szych dzie­ci, bo chęt­nie kop­nął­bym je w głowę i na­dep­nął na jaja, a wtedy po­czu­li­by­ście ból, z któ­rym budzę się każ­de­go dnia" - mówił. W samej walce zo­stał zde­kla­so­wa­ny i zno­kau­to­wa­ny w ósmej run­dzie. W dwóch na­stęp­nych star­ciach także lą­do­wał na de­skach, prze­gry­wał z prze­cięt­ny­mi za­wod­ni­ka­mi w oso­bach Danny'ego Wil­liam­sa i Ir­land­czy­ka Ke­vi­na McBri­de'a. Osta­tecz­nie za­wie­sił rę­ka­wi­ce na kołku, nie chciał się dalej kom­pro­mi­to­wać.

 

"Nie mam gdzie miesz­kać. Prze­by­wam u przy­ja­ciół, sy­piam nawet w schro­ni­skach dla bez­dom­nych. Różni lu­dzie dają mi pie­nią­dze, a ja je przyj­mu­ję. Po­trze­bu­ję ich. Sym­pa­ty­zu­ją ze mną nar­ko­ty­ko­wi di­le­rzy. Widzą we mnie ofia­rę. Wiem, że byłem twar­dym, mó­wią­cym złe rze­czy za­wod­ni­kiem, ale nie je­stem byle kim. Od­po­wie­dzia­łem za swoje czyny, sie­dzia­łem za gwałt, spła­ci­łem mój dług w Las Vegas. Nie je­stem już tą samą osobą, co wtedy, kiedy od­gry­złem ucho tego go­ścia (Ho­ly­fiel­da)" - Mike Tyson, 2004 r.

 

Po za­koń­cze­niu spor­to­wej ka­rie­ry pię­ściarz na­zy­wa­ny "Be­stią" imał się róż­nych zajęć. Miał kilka walk po­ka­zo­wych w Las Vegas, to­czył po­je­dyn­ki z ki­bi­ca­mi na te­re­nie ca­łych Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Był za­pra­sza­ny do licz­nych pro­gra­mów roz­ryw­ko­wych, a w jed­nym z nich po­go­dził się z Ho­ly­fiel­dem prze­pra­sza­jąc go za swoje za­cho­wa­nie w ringu. Oka­zjo­nal­nie wy­stę­po­wał na ga­lach pro wre­stlin­gu dla naj­więk­szej ame­ry­kań­skiej or­ga­ni­za­cji World Wre­stling En­ter­ta­in­ment (WWE). Ale cały czas dia­beł szep­tał mu do ucha wszyst­ko, co naj­gor­sze. Al­ko­hol i nar­ko­ty­ki były nie­ustan­nym ele­men­tem życia Ty­so­na. W 2007 r. udał się nawet na odwyk, po czym stwier­dził, że jest "od­mie­nio­nym i wol­nym od na­ło­gów czło­wie­kiem". Oszu­ki­wał sa­me­go sie­bie.

 

W 2009 r. zmar­ła jego czte­ro­let­nia có­recz­ka Exo­dus. Dziew­czyn­ka ba­wi­ła się na elek­tro­nicz­nej bież­ni, udu­si­ła się, gdy kabel za­plą­tał się wokół jej szyi. Zdru­zgo­ta­ny Tyson po­now­nie zna­lazł się na skra­ju. By ra­to­wać swoje życie, za­le­d­wie je­de­na­ście dni póź­niej po raz trze­ci wziął ślub, tym razem z wie­lo­let­nią ko­chan­ką, La­ki­hą "Kiki" Spi­cer, która uro­dzi­ła mu córkę Milan i syna Mo­roc­co. Oprócz nich Mike'a ma jesz­cze piąt­kę dzie­ci.

 

"Nie mam pie­nię­dzy, je­stem spłu­ka­ny. Ale mia­łem wspa­nia­łe życie, a teraz mam wspa­nia­łą żonę, która się mną opie­ku­je. Ba­wi­łem się na ca­łe­go. Kasa prze­mi­ja. Na­to­miast nie za­słu­ży­łem na taką żonę i cu­dow­ne dzie­ci, je­stem za to wdzięcz­ny" - Mike Tyson, 2010 r.

 

Role w fil­mach z serii "Kac Vegas", wy­stę­py na Broad­wayu w show Spike'a Lee, udział w pro­gra­mie "Ta­king on Tyson" gdzie oka­zy­wał swoje uwiel­bie­nie dla go­łę­bi - wy­da­wa­ło się, że w ostat­nich la­tach były mistrz świa­ta w końcu wy­szedł na pro­stą. Jesz­cze w 2013 r. go­ścił w Pol­sce wraz z Kiki, będąc czę­ścią wiel­kiej kam­pa­nii re­kla­mo­wej jed­ne­go z na­po­jów ener­ge­tycz­nych. Wy­glą­dał na za­do­wo­lo­ne­go z życia. Uśmiech­nię­ty, try­ska­ją­cy hu­mo­rem i ener­gią. Jak się oka­za­ło, była to tylko maska przy­bra­na przez czło­wie­ka, który w głębi duszy nadal jest nie­szczę­śli­wy i nie po­tra­fi się po­go­dzić z bo­le­sną prze­szło­ścią.

 

"Nie zno­szę sie­bie sa­me­go. Pró­bo­wa­łem się nawet zabić. Byłem złym go­ściem, zro­bi­łem wiele złych rze­czy. Ale chcę, by lu­dzie mi wy­ba­czy­li. Chcę żyć. Je­stem na skra­ju śmier­ci. Praw­da jest taka, że je­stem al­ko­ho­li­kiem. Nie piłem i nie bra­łem nar­ko­ty­ków od sze­ściu dni. Dla mnie do praw­dzi­wy cud. Kła­ma­łem mó­wiąc, że je­stem trzeź­wy. To mój szó­sty dzień. Nigdy wię­cej po to (al­ko­hol i nar­ko­ty­ki) nie się­gnę" - Mike Tyson, 23 sierp­nia 2013 r.

 

W naj­trud­niej­szej walce w życiu Ty­so­na, wspie­ra go nie­mal cały świat spor­tu. Swoją szcze­ro­ścią czę­ścio­wo od­ku­pił dawne winy. Jak sam stwier­dził: "Jeśli dziś umrę, to będę spo­koj­ny. Chcę oczy­ścić się z wszyst­kie­go, co złe. Mi­łość i wy­ba­cza­nie są w życiu naj­waż­niej­sze. Teraz to wiem".

 

Piotr Onami

Autor:

Onami Piotr

Źródło: Eurosport

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wypełnij test i zobacz do jakiej nacji pasujesz.

 

http://www.wykop.pl/ramka/1656191/wypelnij-test-i-dowiedz-sie-do-jakiej-nacji-pasuja-twoje-poglady/

 

U mnie nawet całkiem wyszło.

 

Serbia

 

Niezłe ;)

 

U mnie Malta, the same result gets 60508 people.

 

:ok:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stanowisko Wisły Sharks na temat Artura Szpilki: 'Przed przeczytaniem poniższego tekstu zapamiętajcie sobie jedno: nie jesteśmy dziwkami z przeciwnej strony błoń które przyjma kazdego. Jeżeli ktos nie rozumie tej kluczowej dla nas zasady to chyba wie gdzie jego miejsce. Pewnie wielu z was ekscytowalo się i przezywalo walki Artura Szpilki, kreowanego na jednego z nas czyli reprezentanta Armii Bialej Gwiazdy, chlopaka z ekipy. Jak było pewnie nie każdy z was wie ale co czujniejszy mogl zauwazyc, ze jego zachowanie nie zawsze było eleganckie. Z racji ze poszedl w zawodowy boks na pewne rzeczy przymykalismy oko. Zaraz po wyjsciu z puchy wystąpił do wywiadu w koszulce ludzie honoru, tak koszulce Widzewa Łódź. Po tym wywiadzie rozdzwonily się telefony z Wroclawia z delikatnym „co jest k****?”. Kolejne wywiady w wislacki m srodowisku delikatnie mowiac nie przyniosly mu slawy. W bardzo łatwy sposob wyparł się Wisły tylko po to zeby mieć spokoj wsrod dziennikarzy.Zeby tego było mało lubiał skwitować słynne „zbieramy na oprawy” na sektorze G bezczelnym „spierdalaj”. Tak właśnie odnosil się do chlopaków stojących z puszką. Może nawet nie wiedzial na co zbierają. Swoją zerową wiedzę na tematy kibicowskie udowodnił między innymi podczas jednego z wywiadów w studio Orange Sport. Są jednak zasady, na których łamanie nie mozemy sobie pozwolic. Bo co on k**** jest żubr zeby go specjalnie traktować? Od dziś trzymać się będziesz z pseudo gangsterami z zydowskiej czesci Krakowa jako zwykla przegoniona piz**! Przegoniona właśnie za to ze za swoich mentorów wybrales pasiaste scierwo. Szpilka po dlugich namowach na spotkanie w koncu opowiedzial się przeciwko nam! Jasno tym samym pokazal swoja „milosc” do Wisły! Kazdy kto stanie za szpilka będzie traktowany jako osoba która stoi po przecinej stronie blon, a dobrze wiecie jakie konsekwencje wobec takich osob się wyciaga! Na koniec do wszystkich przebieranych pajaców Wisle przede wszystkim trzeba mieć w sercu a nie na koszulkach czy silikonowych opaskach!' :k: :k: :k::lol: :lol: :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się

Komentowanie zawartości tej strony możliwe jest po zalogowaniu



Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...